Marek Papszun: Przyzwyczaić się do domu

Trener piłkarzy Rakowa Marek Papszun o epidemii koronawirusa w drużynie, napiętym terminarzu i nowym stadionie w Częstochowie.

Publikacja: 06.04.2021 21:00

Marek Papszun

Marek Papszun

Foto: shutterstock

Chyba mocno pan odetchnął, gdy zakażenia wreszcie się skończyły?

Długo się trzymaliśmy, przez ponad rok epidemii mieliśmy tylko dwa zachorowania i nagle zostaliśmy w jednej chwili zdekompletowani. Bardzo chcieliśmy zmierzyć się ze Stalą Mielec w pierwotnym terminie, zrobiliśmy sobie kłopot, przekładając ten mecz, ale staliśmy pod ścianą. Zostało mi dwóch stoperów i trudno byłoby w takiej konfiguracji zagrać trójką obrońców. Spadło to na nas jak grom z jasnego nieba. Zrobiliśmy standardowe testy i okazało się, że dwóch lub trzech piłkarzy miało pozytywne wyniki. Od razu ich odseparowaliśmy, ale następnego dnia kolejni gracze byli chorzy. Wprowadziliśmy wszystkie procedury, indywidualizację zajęć, i sytuację udało się opanować

Kiedy może pan mieć wszystkich piłkarzy

do dyspozycji?

Trenujemy indywidualnie, mamy ograniczone możliwości, ale chcemy jak najlepiej przygotować tych, których mamy. Wiele będzie zależało od tego, jak chorzy przejdą covid. Na szczęście żaden nie ma ciężkich objawów.

Może będą też inne dobre wieści, prace na stadionie Rakowa trwają. Uda się zagrać 17 kwietnia z Lechem już w Częstochowie?

Trawa jest już praktycznie prawie rozłożona. Wszystko wskazuje na to, że się uda.

To wiele zmieni?

Z jednej strony to bardzo optymistyczne, że wracamy do domu, a z drugiej – paradoksalnie – będziemy się musieli przyzwyczaić do nowej sytuacji. Dla nas codziennością w ostatnim czasie były mecze w Bełchatowie. Przez pewien czas nowy stadion może nie być dla nas atutem, bo i boisko, i otoczenie przy Limanowskiego będą dla nas nowe. Na pewno odpadną jednak uciążliwe podróże. Mamy też nadzieję, że szybko na trybuny wrócą kibice.

Zajmujecie trzecie miejsce w tabeli Ekstraklasy i jesteście w półfinale Pucharu Polski.

Da się to pogodzić przy tak napiętym terminarzu i chorobie w drużynie?

Na pewno nie chcemy niczego poświęcać. Naszym celem jest zajęcie jak najwyższej pozycji w tabeli i wejście do finału Pucharu Polski. To będzie trudne, biorąc pod uwagę terminarz, a największym zagrożeniem mogą być covid i kontuzje. O formę fizyczną absolutnie się nie boję. Moje drużyny zawsze dobrze sobie radziły przez całą rundę. Wierzę w sztab i pracę, którą wykonaliśmy.

„Przegląd Sportowy" napisał, że z Rakowa może odejść aż ośmiu piłkarzy. Kto nie nadąża, ten wysiada z pociągu i nie ma miejsca na sentymenty?

Zmiany są wpisane w futbol. Mamy kilku wypożyczonych piłkarzy, więc siłą rzeczy oni pewnie odejdą. Niektórzy nie przedłużają z nami umów, chociaż dostali takie oferty. Pewne nazwiska pojawiające się w mediach mogą się potwierdzić, ale trochę czasu jeszcze zostało i życie może napisać różne scenariusze. Jesteśmy mocno skoncentrowani na końcówce sezonu i pracujemy nad tym, żeby Raków był jeszcze silniejszy.

Pana zespół od dawna gra trójką obrońców. Ostatnio taki system wprowadza w kadrze Paulo Sousa. Polscy piłkarze łatwo się adaptują do zmian taktycznych?

W meczu z Anglią nie było problemu z ustawieniem 5-3-2, bo jednak głównie się broniliśmy. Mamy do tego zawodników, to dobre rozwiązanie. O wszystkim rozstrzyga jakość piłkarzy, ich możliwości, a nie strategia i system. Dużo rozmawiamy o strukturze, a zapominamy, że to ludzie grają, oni podejmują decyzje i wykonują zadania na boisku. Ustawienie jest ważne, ale bym tego nie przeceniał.

Z pana obserwacji wynika, że polscy piłkarze nie boją się nowinek?

Dzisiaj wchodzą nowe pokolenia, szkolone w lepszych warunkach, bardziej otwarte, więc powinno być teoretycznie łatwiej, np. granie trójką stoperów jest coraz bardziej powszechne. Kamil Glik, Jan Bednarek, Michał Helik, Bartosz Bereszyński czy Kamil Piątkowski już tak grali. Oczywiście trzeba pamiętać, że to piłkarze reprezentacji, mający w większości doświadczenie z występów w ligach zagranicznych. Nowi, którzy dopiero dołączają do ekstraklasy, mają swoje ograniczenia. Nie zawsze jest tak różowo.

Chyba mocno pan odetchnął, gdy zakażenia wreszcie się skończyły?

Długo się trzymaliśmy, przez ponad rok epidemii mieliśmy tylko dwa zachorowania i nagle zostaliśmy w jednej chwili zdekompletowani. Bardzo chcieliśmy zmierzyć się ze Stalą Mielec w pierwotnym terminie, zrobiliśmy sobie kłopot, przekładając ten mecz, ale staliśmy pod ścianą. Zostało mi dwóch stoperów i trudno byłoby w takiej konfiguracji zagrać trójką obrońców. Spadło to na nas jak grom z jasnego nieba. Zrobiliśmy standardowe testy i okazało się, że dwóch lub trzech piłkarzy miało pozytywne wyniki. Od razu ich odseparowaliśmy, ale następnego dnia kolejni gracze byli chorzy. Wprowadziliśmy wszystkie procedury, indywidualizację zajęć, i sytuację udało się opanować

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Miał odejść, a jednak zostaje. Dlaczego Xavi nadal będzie trenerem Barcelony?
Piłka nożna
Polacy chcą zostać w Juventusie. Zieliński dołącza do mistrzów Włoch
Piłka nożna
Zinedine Zidane – poszukiwany, poszukujący
Piłka nożna
Pięciu polskich sędziów pojedzie na Euro 2024. Kto znalazł się na tej liście?
Piłka nożna
Inter Mediolan mistrzem Włoch. To będzie nowy klub Piotra Zielińskiego