Kto spóźnił się na Etihad Stadium więcej niż 11 minut, nie obejrzał aż czterech bramek, które w międzyczasie strzelili zawodnicy Manchesteru City i Tottenhamu. W czwartej minucie do siatki gości trafił Raheem Sterling. Ale po chwili to goście prowadzili 2:1, po dwóch bramkach Son Heung-Mina, który wykorzystał dwa fatalne błędy Aymerica Laporte. Kibice przyjezdnych nie zdążyli się nacieszyć prowadzeniem, bo dla City najpierw trafił Bernardo Silva, któremu pomógł Danny Rose (zmienił tor lotu piłki), a potem Hugo Llorisa strzałem z bliska znowu pokonał Sterling.
Nigdy wcześniej pięć goli nie padło w spotkaniu Champions League tak szybko - zauważa Onet. Poprzedni rekord należał do graczy Borussii Dortmund i Legii Warszawa, gdzie na pięć trafień trzeba było czekać „aż” 24 minuty.
W drugiej połowie na chwilę bliżej awansu byli gospodarze. Kevin De Bruyne świetnie przedarł się z piłką, wypuścił Sergio Agüero, a ten potężnym uderzeniem pokonał Llorisa. Belg zaliczył w ten sposób już swoją trzecią asystę.
Niespełna dwadzieścia minut przed końcem przyjezdni wbili gola na 4:3 po tym, jak po centrze z rzutu rożnego do siatki trafił Llorente. Arbiter nie miał pewności, czy Hiszpan skierował piłkę do bramki ręką czy biodrem, jednak ostatecznie Cüneyt Çakir uznał gola. Jednak Lloris dał się pokonać jeszcze raz, znów Sterlingowi. Tego gola Çakir jednak nie uznał. Wynik 4:3 promował zespół Mauricio Pochettino, który strzelił więcej bramek w meczu wyjazdowym.