Serie A dotarła do półmetka, Juventus już zostawił konkurencję w tyle (9 punktów przewagi nad drugim w tabeli Napoli), a Ronaldo właśnie wskoczył na pozycję lidera klasyfikacji strzelców (14 goli).
Ale chyba nikt się nie spodziewał, że przez długi czas Portugalczyk będzie oglądał plecy bombera z Polski, jak we Włoszech nazwano Piątka, i dopiero w ostatni weekend przed zimową przerwą – dzięki dwóm trafieniom w meczu z Sampdorią (2:1 dla Juve, Wojciech Szczęsny doznał kontuzji na rozgrzewce i nie zagrał) – zmieni go na prowadzeniu. Nie wystarczyło to jednak, by Ronaldo mógł ósmy raz z rzędu przekroczyć granicę 50 bramek w roku kalendarzowym. Licznik zatrzymał się na liczbie 49.
Runda rewanżowa Serie A zapowiada się pasjonująco. Po piętach Portugalczykowi depcze już nie tylko debiutujący w lidze włoskiej Piątek, ale też wracający do formy po dwóch poważnych kontuzjach kolan Milik.
Pierwszy z polskich snajperów w miniony weekend swojego dorobku (13 goli) nie powiększył, Genoa zremisowała bezbramkowo z Fiorentiną, a Piątek dostał żółtą kartkę i w następnym spotkaniu – z Milanem – będzie musiał pauzować.
Milik, jak ma ostatnio w zwyczaju, trafił dwukrotnie (Napoli – Bologna 3:2), a udany koniec rundy (sześć goli w pięciu meczach) spowodował, że uzbierał już dziesięć bramek. – Udowadnia, że jest wielkim napastnikiem – mówi trener Carlo Ancelotti, a pochwał nie szczędzą mu także włoskie media. „O Miliku zawsze trzeba pamiętać" – pisze „Gazzetta dello Sport".