Przed rewanżowym meczem z Białorusinami na swoim stadionie Lech był w uprzywilejowanej pozycji, chociaż przez długi czas w zeszłotygodniowym spotkaniu w Soligorsku nic na to nie wskazywało. Kolejorz, mimo optycznej przewagi na boisku, przegrywał bowiem z Szachtiorem po golu Elisa Bakaja, za który do spółki odpowiadali Rafał Janicki, który odpuścił krycie napastnika i Jasmin Burić - on z kolei przepuścił do siatki strzał, który powinien spokojnie odbić. Gdyby nie gol z 89. minuty w wykonaniu debiutującego w Kolejorzu w tamtym spotkaniu portugalskiego napastnika Joao Amarala, poznaniacy mieliby przed spotkaniem przy Bułgarskiej ciężkie zadanie. Trafienie z końcówki sprawiło, że piłkarze ze stolicy Wielkopolski mogli z większym optymizmem patrzeć na rewanżowe starcie - czytamy w relacji Onetu.
Lech w ostatnim czasie zmuszony jest grać co kilka dni, ale Ivan Djurdjević na razie nie decyduje się na stosowanie dużych rotacji w składzie. Między meczem w Soligorsku, a niedzielnym spotkaniem ligowym z Cracovią wymienił tylko dwóch zawodników. W porównaniu do starcia z Pasami, w czwartkowy wieczór doszło tylko do jednej roszady - w miejsce Łukasza Trałki w wyjściowej jedenastce pojawił się Tomasz Cywka. W środku pola były zawodnik Wisły Kraków został ustawiony razem z Maciejem Gajosem, a to oznaczało, że szkoleniowiec Lecha chce zrobić wszystko, bo zabezpieczyć tę strefę i za wszelką cenę uniemożliwić rywalom strzelenie przy Bułgarskiej gola. Jeśli chodzi o ustawienie, Djurdjević pozostał wierny systemowi z trójką środkowych obrońców, którą ponownie tworzyli Rafał Janicki, Thomas Rogne i Vernon De Marco.
I już początek spotkania pokazał, że wspominana trójka może mieć ręce pełne roboty, bo Szachcior od pierwszych minut wyraźnie pokazywał swoją postawą, że przyjechał do Poznania po wynik dający awans do kolejnej rundy. Na szczęście dla poznaniaków w początkowej fazie meczu Białorusini radzili sobie nieźle w rozegraniu, ale tylko do linii szesnastego metra, a później brakowało im skutecznego wykończenia akcji. Najgroźniej w polu karnym Jasmina Buricia zrobiło się w tej fazie spotkania po rzucie rożnym, kiedy Roger Canas uderzył głową tuż obok lewego słupka poznańskiej bramki.
Lech początkowo czaił się na własnej połowie, ale kiedy w końcu ruszył do przodu, to od razu z efektem bramkowym. Wołodymyr Kostewycz ruszył z piłką lewą stroną boiska, zagrał ją w pole karne do Darko Jevticia, a ten przytomnie lekko zgrał ją do Christiana Gytkjaera, któremu pozostało już tylko dopełnienie formalności z piątego metra. Kostewycz był aktywny na lewej stronie od pierwszego gwizdka i już w 23. minucie mogło się to przełożyć na drugie trafienie dla poznaniaków. Tym razem jednak Gytkjaer nie wykorzystał świetnego dogrania Ukraińca i uderzył tylko w poprzeczkę bramki strzeżonej przez Andrieja Klimowicza. Chwilę później ta nieskuteczność Duńczyka mogła się na Kolejorzu zemścić, kiedy Igor Burko doskonałym podaniem za linię obrony obsłużył Elisa Bakaja. Autorowi gola z meczu w Soligorsku zabrakło jednak szczęścia przy strzale i posłał piłkę tuż obok bramki Buricia.
Gol strzelony przez poznaniaków wyraźnie rozluźnił i napędził zespół Ivana Djurdjevicia, bo w ciągu zaledwie kilku kolejnych minut spokojnie mogło zrobić się 3:0 dla lechitów. Najpierw jednak żaden z kolegów nie przeciął na piątym metrze doskonałego podania Kostewycza, a chwilę później Gytkjaer w doskonałej sytuacji z kilku metrów uderzył tak, że Klimowicz jakimś cudem zdołał odbić piłkę do boku. Para Kostewycz - Gytkjaer mogła przynieść Kolejorzowi gola także tuż przed przerwą, ale Duńczyk po raz kolejny nie znalazł sposobu na pokonanie Klimowicza, tym razem uderzając głową z siódmego metra. Sukcesem nie zakończył się również strzał Pedro Tiby z doliczonego czasu gry w pierwszej połowie, ale Portugalczyk chybił sprzed pola karnego o centymetry.