Kino Polska zaprasza

Filmy akcji zazwyczaj przebiegają według stałego schematu. Bohaterowie najpierw zmagają się z serią przeciwności. Gdy je pokonają i zwycięstwo wydaje się bliskie, pojawia się nowy, niezauważany dotychczas problem. Znów emocje, oglądamy finałowe zmagania i wreszcie happy end.

Publikacja: 02.12.2018 21:00

Kino Polska zaprasza

Foto: Adobe Stock

Mam dwie wiadomości. Złą i... złą. Pierwsza jest taka, że otaczająca Polskę rzeczywistość dogoniła tę filmową. Druga, że gwarancji happy endu – jak w hollywoodzkich przebojach – nie ma i nie będzie.

Na czym polega „filmowość" naszej sytuacji? Przez ostatnich kilka miesięcy doświadczyliśmy serii globalnych wydarzeń dużego kalibru. Tak zaskakujących i tak szybko następujących, że pasujących raczej do filmowych fantazji. Stany Zjednoczone przystąpiły do wojny celnej. Najpierw przeciw Europie, potem dołączyły Chiny. Nowy rząd we Włoszech przygotował taki projekt budżetu, że euro dostało palpitacji serca. Wreszcie brexit. Miało być spokojne rozstanie Wielkiej Brytanii z Unią. Skończyło się dziką awanturą z rzucaniem talerzami. Czy raczej rzucaniem ministerialnych posad przez brytyjskich polityków, chcących rozwodu „na noże". Wynegocjowane kilka dni temu porozumienie wisi na włosku. Jeśli brytyjski parlament je odrzuci, to będzie jak granat wrzucony do europejskiej, w tym polskiej, gospodarki.

Gdy wszyscy myśleli, że to już wszystko, nagle na Morzu Azowskim rosyjski patrolowiec staranował ukraiński holownik. Łoskot tego zderzenia usłyszał cały świat, który już zapomniał (a nie powinien) o regularnej wojnie na Krymie sprzed kilku lat. Sprawa kolizji wciąż nabiera temperatury. Rosja rozstawia dywizjony rakiet, Ukraina prosi Zachód o pomoc. Świat dostał nowy problem do rozwiązania.

To nie jest film! Obserwując te wydarzenia na ekranach telewizorów, nie zdajemy sobie sprawy, że siedzimy w nich po uszy. Dobrobyt i bezpieczeństwo każdego Polaka zależy od relacji UE z Londynem, swobody globalnej wymiany handlowej, spójności finansowej Unii. Oraz od tego, żeby nam za miedzą nie zaczęły płonąć miasta i wsie.

Niech nikt nie pyta: „Ale co my możemy?". Na własnym podwórku mamy całkowitą swobodę działania. Jednak tak samo jak w przypadku filmowych bohaterów trzeba wytężyć siły. Wykazaliśmy to niedawno m.in. na współorganizowanym przez Pracodawców RP Open Eyes Economy Summit. Polska nie będzie bezpieczna, jeśli podziały społeczne będą blokować rozwój gospodarczy. Jeśli dla doraźnych korzyści politycznych poświęcać się będzie niezbędne działania systemowe, np. reformę systemu emerytalnego czy ochrony zdrowia. Już dziś państwo nie daje rady wywiązać się z zobowiązań społecznych. Co się stanie, gdy któreś z zewnętrznych zagrożeń rozkręci się na pełne obroty?

Długofalowe działania leżą. To może bieżące idą dobrze? Nie, nadal grzęźniemy przez niekompetentną biurokrację i kiepskie prawodawstwo. Z najnowszego raportu (de)regulacyjnego Pracodawców RP za okres sierpień 2017–sierpień 2018 wynika, że legislacja nadal dokręca śrubę przedsiębiorcom. To prawda – nie aż tak mocno jak przed rokiem. Ale to jak różnica między złamaniem jednej i obu nóg: i tak biegać się nie da.

Na materiał do fabuły grymasić nie możemy. Dyktuje nam go świat. Ale czy zrobimy z niego dramat obyczajowy, czy pasjonującą opowieść o zwycięstwie nad własnymi słabościami – to jest już w naszych, polskich, rękach.

Mam dwie wiadomości. Złą i... złą. Pierwsza jest taka, że otaczająca Polskę rzeczywistość dogoniła tę filmową. Druga, że gwarancji happy endu – jak w hollywoodzkich przebojach – nie ma i nie będzie.

Na czym polega „filmowość" naszej sytuacji? Przez ostatnich kilka miesięcy doświadczyliśmy serii globalnych wydarzeń dużego kalibru. Tak zaskakujących i tak szybko następujących, że pasujących raczej do filmowych fantazji. Stany Zjednoczone przystąpiły do wojny celnej. Najpierw przeciw Europie, potem dołączyły Chiny. Nowy rząd we Włoszech przygotował taki projekt budżetu, że euro dostało palpitacji serca. Wreszcie brexit. Miało być spokojne rozstanie Wielkiej Brytanii z Unią. Skończyło się dziką awanturą z rzucaniem talerzami. Czy raczej rzucaniem ministerialnych posad przez brytyjskich polityków, chcących rozwodu „na noże". Wynegocjowane kilka dni temu porozumienie wisi na włosku. Jeśli brytyjski parlament je odrzuci, to będzie jak granat wrzucony do europejskiej, w tym polskiej, gospodarki.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem
Publicystyka
Piotr Solarz: Studia MBA potrzebują rewolucji