Kolejne wybory przyzwyczaiły nas już do tego, że zmianie układu rządowego towarzyszą personalne wstrząsy w spółkach pozostających pod kontrolą Skarbu Państwa. Tyle że od ostatnich upłynęły już trzy lata, a uspokojenia nie widać. Alior Bank od momentu przejęcia przez PZU miał już trzech prezesów, Energa od kwietnia 2015 r. pięciu, a z osobami pełniącymi jedynie tę funkcję – siedmiu. Jeśli odniesiemy to do ostatnich doniesień z koncernu Volkswagen, w którym sprawa sukcesji obecnego prezesa była rozpracowywana od kilku lat, a ostateczne decyzje ogłoszono pół roku przed zmianą, to widać, że sytuacja u nas jest skrajna.

Państwowe spółki są duże, często idą siłą rozpędu i nie jest łatwo zepchnąć je z wytyczonego kursu. Ale też nie sposób nadać im nowego kursu, bo przy tak częstych zmianach zarządzających próby modyfikacji strategii przyniosłyby efekt zataczającego się po morzu transatlantyka, który siłą inercji brnie do przodu, ale miota nim na boki. Dużo większym problemem są rosnące koszty zarządu, na co zwracają uwagę pracownicy, a także nieunikniony chaos w zarządzaniu, bo każda nowa osoba musi poznać choćby podstawy przejmowanej spółki, powstrzymując się do tego czasu od podejmowania strategicznych decyzji. Tyle że tak się nie dzieje i często zmiana szefa oznacza także wymianę kadry zarządzającej. A to najgorsza krzywda, jaką można zrobić firmie, bo to dzięki niej udaje się utrzymać kurs mimo zawirowań na kapitańskim mostku. Co więcej, częste zmiany zarządu pociągają za sobą destrukcję kadrową na niższych szczeblach. I to jest chyba najgorszy skutek tej epidemii.

Co jakiś czas słyszymy nawoływania do repolonizacji firm i całych branż, co oznaczałoby mniejszy lub większy wpływ państwa na kolejne przedsiębiorstwa. Jakkolwiek dumnie i narodowo te hasła by brzmiały, boję się ich także dlatego, że mogłyby ten kadrowy chaos rozciągnąć na więcej firm. Widać, że obecne władze mają problem z kompetentnymi menedżerami, którymi mogłyby obsadzić państwowe spółki. Nie chcę sobie nawet wyobrażać, co by się działo, gdyby państwo miało tu do powiedzenia znacznie więcej niż obecnie.