Urzędy będą musiały zamknąć się jeszcze bardziej, a praca w administracji ma być jak najbardziej zdalna. Czy to w ogóle możliwe? Tak. Pokazały to doświadczenia ostatniego lockdownu. Co jednak z obywatelami, którzy muszą załatwić swoje sprawy, np. wyrobić dowód osobisty czy zarejestrować samochód? Co mają zrobić przedsiębiorcy, którzy nie mogą ruszyć z inwestycją, bo czekają na urzędową decyzję? No i co w końcu z urzędnikami, którzy muszą zacząć zdalnie pracować? To nie dla wszystkich dobrodziejstwo, np. gdy biurko czy komputer trzeba dzielić z dziećmi, którym zamknięto szkoły.

Wprowadzenie zasady zdalnej pracy urzędów odbyło się w ten sam sposób jak wejście w życie innych obostrzeń. Bez konsultacji i z rozporządzeniem-niespodzianką w ostatniej chwili. Rząd znów nie wziął pod uwagę, że trzeba dać ludziom czas na dostosowanie się do nowej sytuacji. Ogłaszanie z dnia na dzień zamknięcia restauracji i siłowni czy też ostatnio cmentarzy świadczy o lekceważeniu obywateli. To nie wygląda na przypadek. Tak ten rząd po prostu działa. Podejmuje w pandemii nieprzewidywalne i nagłe decyzje, z których niewiele wynika, a jeszcze mniej robi sobie z tego wirus. Przedstawiciele rządu przekonują, że na efekty kolejnych restrykcji trzeba poczekać tydzień lub dwa i wtedy, dzięki ich odpowiedzialnym decyzjom, może zobaczymy, jak krzywa zakażeń się wypłaszczy. Na razie jednak rząd swoje, a wirus swoje. I ludzie to widzą.

Rząd wychodzi z założenia, że można ludziom zatrzymać życie, tak po prostu, a oni przyjmą to bez szemrania i będą się przyglądać spokojnie, jak spada lub rośnie transmisja wirusa. Będą wsłuchiwać się w głos premiera, jak on się o wszystko troszczy i wszystko bierze „na klatę". Lepiej jednak zacząć poważnie traktować ludzi. To oni są najważniejsi. Oby wszyscy ci potraktowani przez władze nonszalancko nie zaczęli krzyczeć, co o tym wszystkim myślą, bo już i tak jest w Polsce głośno.

Czytaj też: Wizyta w magistracie tylko dla wybranych