Jak utrzymać złotą erę Polski

Trwa najlepszy okres w dziejach Rzeczypospolitej. Nie tylko dlatego, że od dawna nie było wojny. Ale i dlatego, że gospodarczo coraz mniej odstajemy od Zachodu.

Publikacja: 11.10.2018 21:00

Jak utrzymać złotą erę Polski

Foto: 123RF

Odstawanie od Zachodu sięga początków naszej historii pisanej: za czasów Mieszka I i Bolesława Chrobrego byliśmy państwem mocnym, ale nieobecność w Imperium Rzymskim spowodowała zapóźnienie względem Europy Zachodniej. W efekcie gospodarczo zawsze od niej odstawaliśmy. Jak szacuje ekonomista Marcin Piątkowski, w czasach Władysława Jagiełły nasz PKB na osobę wynosił 42 proc. średniego PKB Europy Zachodniej. Przez wieki wskaźnik ten rósł, by za Zygmunta III Wazy wynieść 53 proc. Później było już źle. Na szczęście po 1989 r. siła gospodarcza Polski znów rośnie, a według Komisji Europejskiej do 2050 r. możemy osiągnąć 80 proc. PKB per capita Zachodu. A więc może być lepiej niż za czasów Kazimierza Wielkiego.

Jeśli nie przyjdą zombi

Świat jest nieprzewidywalny. Jednak jeśli do 2050 nie będzie wojny, kryzysu czy ataku zombi, możemy liczyć, że będzie to dla nas dobry czas. Jednak potem Polska mieć będzie pod górkę – głównie ze względów demograficznych, gospodarczych i geopolitycznych. Polacy będą się starzeć, rozwinięta gospodarka zwolni i pojawią się trudności z transformacją technologiczną. Jednocześnie Europa będzie stawać się coraz bardziej niestabilna kulturowo i demograficznie. Co więcej, rozlegnie się głośne globalne tąpnięcie – światową władzę z rąk Stanów Zjednoczonych będą wydzierać Chiny i inne państwa Azji.

Te procesy częściowo wychwytuje indeks mocy aństw, który stworzyliśmy. To miernik mocy krajów na arenie międzynarodowej w latach 1991–2017, który ocenia kluczowe dziedziny: wielkość gospodarki (i jej percepcję przez rynki finansowe), zdolności militarne, powierzchnię, zasoby ludzkie, kulturę (w tym innowacje), zasoby naturalne, a także siłę dyplomacji i jej skuteczność w obsadzaniu kluczowych stanowisk międzynarodowych.

Według tego wskaźnika Polska to 26. kraj pod względem potęgi na świecie i 7. w UE – za Szwecją i przed Holandią. To nieźle, choć w porównaniu z najsilniejszymi sąsiadami Rosją i Niemcami (odpowiednio numer trzy i cztery na świecie) wypadamy słabo. Niezbyt silna Polska zyskuje jednak siłę w regionie dzięki członkostwu w UE.

Notabene zsumowana potęga członków Unii gwarantowałaby jej (np. jako federacji) pozycję globalnego lidera mocy, przed USA i Chinami! To pokazuje, jak ważna jest UE, i pozwala zrozumieć, dlaczego światowe potęgi autorytarne destabilizują Unię, dążąc do jej rozbicia. Do 2050 r. i później UE jest warunkiem sine qua non naszej prosperity – i Polacy to czują: 80 proc. to euroentuzjaści. Oczywiście przy założeniu, że elity UE przestaną w antydemokratyczny zmuszać kraje do samobójczych pozatraktatowych działań, jakimi są próby arbitralnego odbierania krajom kompetencji do własnej polityki migracyjnej i bezpieczeństwa.

Jak zwiększyć moc Polski

Co zatem należy zrobić według indeksu mocy państw, byśmy po 2050 r. weszli w kolejny rozdział złotej ery, a nie powolną zapaść?

1. Trzeba walczyć ze spowolnieniem gospodarki. W naszym indeksie jej siła to 40 proc. mocy kraju. Niedawno indeks FTSE Russell po raz pierwszy zaklasyfikował nas jako gospodarkę „rozwiniętą", a nie „rozwijającą się". Według PwC Polska w latach 2017–2050 spadnie z 23. na 30. pozycję, mimo że ma być najszybciej rosnącym krajem Europy.

W 2050 r. największą gospodarką świata pozostaną Chiny (według parytetu siły nabywczej ich PKB już jest wyższy od amerykańskiego), na drugie miejsce wskoczą Indie, a na trzecie spadną USA. Jak prognozuje PwC, gospodarki Europy mają rozwijać się powoli, w tempie 1–2 proc. rocznie. Potencjał Polski oszacowano przy tym na 2,1 proc., najwyżej w Europie. Byłby to jednak wzrost niemal o połowę słabszy niż w latach 1996–2016, gdzie średnio wynosił 4 proc.

Aby nie doszło do spowolnienia, należy zadbać o dobrą strukturę populacji (aktywną zawodowo i młodszą) oraz wydatki inwestycyjne. A także o uczestnictwo w rozwoju technologicznym i akumulację rozdrobnionego kapitału (o czym pisze Bogusław Chrabota). Aby przybyło w Polsce rentierów (czyli osób z dochodem pasywnym), musimy nadrobić 100 lat nieistnienia i 50 lat wycieńczającej niewoli.

2. Trzeba zapobiec demograficznej zapaści. Wskaźnik zasobów ludzkich to 10 proc. mocy kraju w naszym indeksie. Ile jest w Polsce ludności? Badaczki z Uniwersytetu Warszawskiego Marta Anacka i Anna Janicka szacują, że w 2015 r. w Polsce było 37,02 mln ludzi, milion mniej, niż wskazuje GUS, niedoszacowujący emigracji. To ważne, bo obecna liczba mieszkańców Polski wpływa na wskaźniki demograficzne.

Weźmy współczynnik dzietności (liczba urodzeń w przeliczeniu na kobietę w wieku 15–49 lat): jeśli jest tak, jak twierdzą badaczki, że był on w ostatnich 30 latach wyższy, niż szacował GUS, to wpływa to na prognozy. Dzietność może wzrosnąć do 1,75, a nawet 2,1 (wskaźnik powyżej 2 zagwarantowałby, że Polaków nie będzie ubywać).

Tak czy inaczej, jeszcze przed 2030 r., według tych nowych badań, Polska ma stać się krajem imigracyjnym – więcej ludności będzie napływać, niż odpływać za granicę. Najwięcej cudzoziemców ma przybyć w latach 2030–2040. Saldo migracji zagranicznych ma wynieść średnio 100 tys. rocznie. Koło 2060 r. cudzoziemcy mogą stanowić już 14 proc. populacji Polski. Ale i tak ludność Polski zmaleje o ok. 4 mln, do 33 mln.

Są jednak sposoby, aby spadek obniżyć do 1,5 mln osób: potrzebny miks polityki rodzinnej oraz uregulowanie migracji (musimy przyciągać imigrantów wykształconych). Pilnie musimy się zastanowić nad stworzeniem agencji publicznej zajmującej się imigracją i asymilacją w Polsce. Musimy skorzystać z lekcji, jaką są porażki wielokulturowości w Europie Zachodniej i nie wprowadzać rozwiązań, które nie działają.

3. Należy inwestować w obronę, która stanowi 20 proc. mocy państwa według naszego indeksu. Polska jest wschodnią flanką UE, a jej wschodnia granica to geopolityczna „płyta tektoniczna", której poruszenie może wywołać wstrząsy w całym regionie. Stabilna przyszłość Polski zależy od potencjału obronnego (także związanego z kontrwywiadem i neutralizowaniem działań destabilizacyjnych na terenie naszego kraju).

Pod presją prezydenta Donalda Trumpa nalegającego, aby kraje europejskie wydawały 2 proc. PKB na obronę, także inne państwa UE mają w nią inwestować, co podnosi potencjał militarny całej Unii. Dziś wydają one na zbrojenia przeciętnie 1,4 proc. PKB, podczas gdy np. w Rosja aż 4,2 proc.

W Unii jest zaledwie kilka krajów, których nakłady obronne stanowią istotną część budżetu: Grecja, Francja, Estonia i Polska. Dlatego musimy nie tylko podnosić swój potencjał, ale też walczyć o to, by sojusznicy z UE zaczęli robić to samo. Takie inwestycje pośrednio wzmocnią też gospodarki UE, wszak wiele wynalazków i użytecznych technologii (np. internet) powstało na potrzeby militarne. „Izrael Europy" to dobra recepta dla Polski.

4. Powinniśmy racjonalnie stawiać na kulturę innowacji. Wskaźnik kultury, uwzględniający system edukacji i innowacje, to u nas 10 proc. mocy. Kultura kraju niejako „produkuje" markę narodu, co wpływa na moc samego kraju i marek jego produktów (gdy myślimy o butach, to włoskich, gdy o perfumach, to francuskich).

Z kulturą związana jest jakość edukacji, szczególnie wyższej – atrakcyjność uczelni nie tylko sprzyja dyfuzji kulturowej (czyli oddziaływaniu naszej na cudze), ale też buduje pozytywny wizerunek kraju. Do roku 2050 ani później w Polsce Oksfordu mieć nie będziemy, ale możemy zadbać o to, aby badacze pracujący na polskich uczelniach utrzymywali kontakty z najlepszymi uniwersytetami świata.

Musimy też zadbać o przemianę mentalności Polaków. Chodzi o przejście od „amoralnego familiaryzmu", czyli popularnej postawy „Janusza" (który dba tylko o rodzinę i własne poletko), do postawy obywatelskiej („to nasze wspólne dobro"). Co ciekawe, atrakcyjność polskiej kultury w XXI wieku może się zwiększać niezależnie od nas – relatywna jednorodność kulturowa Europy Środkowej i Wschodniej może być postrzegana przez Europejczyków jako atrakcyjna ze względu na tarapaty, w jakie wpadł multikulturalizm na Zachodzie.

5. Trzeba dbać o ciągłość polityki energetycznej i surowcowej (wskaźnik zasobów naturalnych to 5 proc. mocy). Dla każdego kraju ważne są zasoby naturalne oraz bezpieczeństwo energetyczne i możliwość eksportu, a nie tylko importu energii.

Polska musi wybrać politykę energetyczną: na ile zwiększyć udział źródeł odnawialnych? Czy postawić elektrownię atomową? Na ile wykorzystywać strategiczną rezerwę węgla? Dywersyfikacja źródeł energii i rozbudowa potencjału energetycznego jest niezbędna. Jeśli będzie kontynuowana, to można sobie wyobrazić, że w 2050 r. dzięki gazoportowi i współpracy z sąsiadami staniemy się ważnym sprzedawcą amerykańskiego gazu LNG w regionie.

Później trzeba też zadbać o zasoby wody pitnej, której Polska ma mało, a która będzie coraz cenniejszym towarem. Ze względu na globalne ocieplenie będziemy musieli opracować też techniki walki z pustynnieniem, powodziami i suszą.

6. Musimy odbudować ciągłość dyplomacji. Choć mierzenie jej wpływu (5 proc. mocy kraju) to bardzo trudne zadanie, przyjmujemy, że o dyplomatycznej mocy państwa świadczy liczba obywateli, których jest on w stanie „powpychać" w kluczowe miejsca polityki międzynarodowej. Historia zna wiele przykładów, że kluczowe okazywały się zapatrywania narodowe decydentów (np. rola Polaka Karola Wojtyły w obaleniu komunizmu czy polonofila R.H. Lorda – w ustaleniu naszej granicy po I wojnie światowej).

Niestety, budowanie sprawnej dyplomacji i jej podsystemów może zająć całe pokolenia. Dlatego rzeczą ogromnej wagi jest porzucenie dziś zgubnego, ale popularnego wśród niektórych polityków przekonania, że polityka międzynarodowa i dyplomacja to tylko teatr na użytek polityki wewnętrznej. Musimy myśleć o dyplomacji jako globalnej sieci kontaktów, które trudno utkać, ale bardzo łatwo popruć.

7. Powierzchnia kraju stanowi 10 proc. mocy w naszym indeksie i jest to wymiar w obecnych warunkach niezmienny. I oby tak zostało!

Poranek polskiego kojota

W filmie „Poranek kojota" senator Polak wygłasza sławną przemowę: „Kiedy mówię »Polska«... tak sobie myślę, że biurokraci żrący swe hamburgery w Brukseli zapomnieli, co ten kraj, ten lud, może i... biedny, ale dumny i waleczny, zrobił dla Europy, dla całego świata!". Te słowa świetnie pokazują nasz problem z postkolonialną tożsamością prowadzącą do myślenia, że jako kraj przez ostatnie wieki ciemiężony będziemy potęgą dlatego, że kogoś pokonamy i mu „pokażemy", a nie dlatego, że coś wielkiego stworzymy. To zły model.

Musimy skierować kreatywność „do wewnątrz", by budować idee i instytucje. Tym bardziej że choć Polska to zawodnik wagi junior-ciężkiej, może stawać w szranki z graczami silniejszymi w myśl zasady „fake it till you make it" (udawaj, aż stanie się to prawdą). Nie chodzi tu o sianie propagandy, ale o wyobrażenie sobie Polski na nowo: nie jako „państwa teoretycznego", ale jako kraju odgrywającego podmiotową rolę – zarówno w wymiarze wewnętrznym, jak i na zewnątrz.

Propagowana przez Polskę unijna inicjatywa Trójmorza to udany przykład takiego myślenia – najpierw wyśmiewana, z czasem zaakceptowana nawet przez sceptyków. W perspektywie roku 2050 możliwe jest osiągnięcie przez nas statusu „średniej potęgi" – kraju posiadającego wpływy w dziedzinach dla siebie kluczowych.

Piotr Arak jest analitykiem, zastępcą dyrektora Instytutu Badań Rynku, Konsumpcji i Koniunktur.

Grzegorz Lewicki jest filozofem, dziennikarzem, konsultantem ds. prognostyki i komunikacji

Odstawanie od Zachodu sięga początków naszej historii pisanej: za czasów Mieszka I i Bolesława Chrobrego byliśmy państwem mocnym, ale nieobecność w Imperium Rzymskim spowodowała zapóźnienie względem Europy Zachodniej. W efekcie gospodarczo zawsze od niej odstawaliśmy. Jak szacuje ekonomista Marcin Piątkowski, w czasach Władysława Jagiełły nasz PKB na osobę wynosił 42 proc. średniego PKB Europy Zachodniej. Przez wieki wskaźnik ten rósł, by za Zygmunta III Wazy wynieść 53 proc. Później było już źle. Na szczęście po 1989 r. siła gospodarcza Polski znów rośnie, a według Komisji Europejskiej do 2050 r. możemy osiągnąć 80 proc. PKB per capita Zachodu. A więc może być lepiej niż za czasów Kazimierza Wielkiego.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację