Odstawanie od Zachodu sięga początków naszej historii pisanej: za czasów Mieszka I i Bolesława Chrobrego byliśmy państwem mocnym, ale nieobecność w Imperium Rzymskim spowodowała zapóźnienie względem Europy Zachodniej. W efekcie gospodarczo zawsze od niej odstawaliśmy. Jak szacuje ekonomista Marcin Piątkowski, w czasach Władysława Jagiełły nasz PKB na osobę wynosił 42 proc. średniego PKB Europy Zachodniej. Przez wieki wskaźnik ten rósł, by za Zygmunta III Wazy wynieść 53 proc. Później było już źle. Na szczęście po 1989 r. siła gospodarcza Polski znów rośnie, a według Komisji Europejskiej do 2050 r. możemy osiągnąć 80 proc. PKB per capita Zachodu. A więc może być lepiej niż za czasów Kazimierza Wielkiego.
Jeśli nie przyjdą zombi
Świat jest nieprzewidywalny. Jednak jeśli do 2050 nie będzie wojny, kryzysu czy ataku zombi, możemy liczyć, że będzie to dla nas dobry czas. Jednak potem Polska mieć będzie pod górkę – głównie ze względów demograficznych, gospodarczych i geopolitycznych. Polacy będą się starzeć, rozwinięta gospodarka zwolni i pojawią się trudności z transformacją technologiczną. Jednocześnie Europa będzie stawać się coraz bardziej niestabilna kulturowo i demograficznie. Co więcej, rozlegnie się głośne globalne tąpnięcie – światową władzę z rąk Stanów Zjednoczonych będą wydzierać Chiny i inne państwa Azji.
Te procesy częściowo wychwytuje indeks mocy aństw, który stworzyliśmy. To miernik mocy krajów na arenie międzynarodowej w latach 1991–2017, który ocenia kluczowe dziedziny: wielkość gospodarki (i jej percepcję przez rynki finansowe), zdolności militarne, powierzchnię, zasoby ludzkie, kulturę (w tym innowacje), zasoby naturalne, a także siłę dyplomacji i jej skuteczność w obsadzaniu kluczowych stanowisk międzynarodowych.
Według tego wskaźnika Polska to 26. kraj pod względem potęgi na świecie i 7. w UE – za Szwecją i przed Holandią. To nieźle, choć w porównaniu z najsilniejszymi sąsiadami Rosją i Niemcami (odpowiednio numer trzy i cztery na świecie) wypadamy słabo. Niezbyt silna Polska zyskuje jednak siłę w regionie dzięki członkostwu w UE.
Notabene zsumowana potęga członków Unii gwarantowałaby jej (np. jako federacji) pozycję globalnego lidera mocy, przed USA i Chinami! To pokazuje, jak ważna jest UE, i pozwala zrozumieć, dlaczego światowe potęgi autorytarne destabilizują Unię, dążąc do jej rozbicia. Do 2050 r. i później UE jest warunkiem sine qua non naszej prosperity – i Polacy to czują: 80 proc. to euroentuzjaści. Oczywiście przy założeniu, że elity UE przestaną w antydemokratyczny zmuszać kraje do samobójczych pozatraktatowych działań, jakimi są próby arbitralnego odbierania krajom kompetencji do własnej polityki migracyjnej i bezpieczeństwa.