Ich matrix jest gorszy od mojego

Bardzo proszę kolegów z researchu mBanku, żeby mnie nie straszyli wchodzeniem na „drogę bez powrotu", jaką jest kontestowanie statystyki rachunków narodowych. Ja niczego nie kontestuję. Jak mi się coś nie zgadza, to pytam: dlaczego? I oczekuję rzetelnych odpowiedzi.

Publikacja: 03.07.2019 06:00

Ich matrix jest gorszy od mojego

Foto: Adobe Stock

W swoim tekście „Kilka pytań bez odpowiedzi" („Rzeczpospolita" z 6 czerwca 2019 r.) z którym żywo polemizuje zwarta grupka ekonomistów mBanku zaliczających się do zwolenników tezy o „wzroście na piątkę" („Wyrwij się z matrixa", „Rzeczpospolita" z 2 lipca 2019 r.), postawiłem kilka pytań po wstępnych danych GUS o naszym PKB w I kwartale. Te pytania zostały uznane przez stadko moich polemistów za wtórne, mącące, kontestujące statystykę publiczną, nie przybliżające nas do zrozumienia gospodarki.

Aż się ugiąłem w ogniu tak zmasowanej krytyki. Bo moi polemiści znają odpowiedzi na wszystkie pytania, a nawet jeśli nie znają, to zawsze mogą powiedzieć, że tradycyjne relacje między wieloma wskaźnikami, na jakich opiera się wnioskowanie makroekonomiczne podlegają zniekształceniom „w wyniku zmian strukturalnych". Zazdroszczę moim polemistom ich pewności. Bo ja jak czegoś nie wiem, to pytam. Oni, jak czegoś nie wiedzą – odpowiadają. To jednak spora różnica podejścia do zagadnień trudnych.

Dla porządku pozwolę sobie przypomnieć kilka moich pytań. I przytoczę na nie odpowiedzi pouczenia, które otrzymaliśmy od wszystkowiedzących.

Po pierwsze – pytałem skąd tak daleko idący rozjazd „twardych" danych zbieranych przez GUS i silnie z nimi kontrastujących negatywnych nastrojów w indeksach PMI w kraju. Odpowiedź kolegów z mBanku: PMI są do chrzanu, od lat nic nie mówią, przestały być indykatorem przyszłego stanu gospodarki, inne wskaźniki koniunktury są lepsze.

Zaraz, zaraz... czy to nie jest jednak kontestacja powszechnie obserwowanego i komentowanego na całym świecie wskaźnika nastrojów? I w ogóle, co to jest za wyjaśnienie? Czy ja gdzieś pisałem, że na bazie PMI należy prognozować wzrost gospodarczy? Poza wszystkim PMI wciąż relatywnie dobrze oddaje stan przemysłu. Ta korelacja nie została zdezaktualizowana przez tajemne moce. A przemysł jest ważny, bo recesja w przemyśle oznacza wzrost bezrobocia i spadek konsumpcji, bez których wzrost usług nie jest na dłuższą metę możliwy.

Po drugie – pytałem, czy wysoka, utrzymująca się przez wiele lat, korelacja między dynamiką PKB w Niemczech i w Polsce uległa odkształceniu? A jeśli tak, to z jakich powodów? Dlaczego wciąż mamy dualne, rozbieżne dane o saldzie wzajemnych obrotów handlowych między Polską a Niemczami, podawane przez urzędy statystyczne?

Odpowiedź kolegów z researchu mBanku: eksport z Polski i eksport Niemiec wcale się nie zdesynchronizowały, a dualne dane polsko-niemieckie o handlu zagranicznym są faktycznie fascynujące, ale nieistotne dla naszego wzrostu.

No, zaraz, zaraz, ale ja nie o to przecież pytałem. Chciałem się za to dowiedzieć dlaczego gospodarka niemiecka, z przemysłem w głębokiej recesji, będzie się rozwijała w tym roku w tempie 0,6 proc., a polska ma iść na „piątkę", choć – sądząc po historycznej korelacji – nie powinna? I czego się dowiedziałem o tej „kuloodpornej gospodarce"? Że „zmiany strukturalne"...

A tak na marginesie, koledzy z researchu mBanku, którzy jako pierwsi i jak dotąd chyba jedyni, natychmiast po danych GUS o I kwartale, przy głośnym brzmieniu werbli, podnieśli prognozę tegorocznego wzrostu do 5 proc., trochę ciszej, po porcji kolejnych danych miesięcznych w II kwartale, lekko ją już opuścili. Co uważam za ze wszech miar słuszną i uzasadnioną zdolność do korekty błędów zapalczywości.

Muszę przy tym powtórzyć, że próby objaśnienia rosnącego popytu na polskie produkty ze strony hamującej gospodarki niemieckiej atrakcyjnością cenową naszych producentów i dywersyfikacją geograficzną eksportu, brzmią mało przekonująco i noszą raczej cechy intelektualnych spekulacji. Czy miałoby to bowiem oznaczać, że kiedy nastąpi przyspieszenie tempa wzrostu w Niemczech, to spadnie dynamika substytucyjnego eksportu z Polski?

Po trzecie – pytałem o przyczyny wysokiej kontrybucji eksportu netto do PKB przy tak niskim popycie zewnętrznym i wysokim popycie konsumpcyjnym w kraju.

Odpowiedź kolegów z mBanku? Tak, tak, Drogi Czytelniku, słusznie się domyślasz: chodzi, oczywiście, o „zmiany strukturalne". Koledzy piszą sobie o tym tak: „Gładki, prosty, antycykliczny przebieg wkładu eksportu netto w Polsce należy do przeszłości. Dlaczego tak jest, też nie jest tajemnicą. W polskiej gospodarce doszło do zmian strukturalnych zmieniających poziom salda handlowego i jego wrażliwość na zmiany koniunktury w kraju. Efektem jest dużo większa zmienność wkładu eksportu netto".

A ponieważ eksport netto, to również import, dostaliśmy i tu pouczenie, że powinniśmy wreszcie „zinternalizować fakt, że większy i bardziej zdywersyfikowany rynek krajowy jest w stanie obsłużyć większy popyt konsumpcyjny i inwestycyjny bez konieczności uruchamiania dodatkowego importu". Ale, na litość boską, może jakiś dowodzik na te „zmiany strukturalne" i spadek importochłonności naszego eksportu przemysłowego? Bo rozumiem, że o to tu chodzi?

Po czwarte – nie pytałem o inwestycje. Bo w sprawie inwestycji akurat obraz jest dość jasny: inwestycje publiczne wygasają. Wzrost inwestycji prywatnych generowany jest przez firmy zagraniczne i spółki skarbu państwa. Inwestycji finansowanych – przez kapitał stricte prywatny – nie ma. W fazie cyklu, która przekroczyła górny punkt zwrotny, byłoby to zresztą dziwne.

Na to – o co nie pytałem – dostałem jednak odpowiedź od researchu mBanku. A jest ona tak fantastyczna, że wypada przytoczyć ją dosłownie: „Prawdopodobieństwo wykreowania cyklu inwestycyjnego, w którym inwestycje publiczne „wymieniają" się na zakładkę z prywatnymi istotnie wzrosło i wzięliśmy to pod uwagę w swoich prognozach". Cóż, i kto tu mówi o matrixie?

Po piąte – pytałem z pełną pokorą o kształt ścieżki spowolnienia. Podsuwałem przy tym – nie po raz pierwszy zresztą – alternatywny scenariusz: po wyłączeniu z modelowych prognoz komponentu cyklicznego dostajemy relatywnie krótką ścieżkę łagodnie spadającą już od początku tego roku. Po uwzględnieniu komponentu cyklicznego – spowolnienie jest opóźnione, trwa za to dłużej, a ścieżka spada dość ostro.

Odpowiedź kolegów z mBanku wskazywałaby na to, że są oni zwolennikami prognoz bez cyklu. Można i tak. Ale to ich uzasadnienie...

Otóż, czeka nas „lekkie schładzanie gospodarki, które spokojnie w 2019 zniwelują wydatki emerytów, czy rozszerzone 500 plus".

A może jednak te wydatki emerytów i 500++ zostaną z kolei zniwelowane przez inflację? Koledzy z mBanku mają i na to odpowiedź. Widziany przez nich „wystrzał" inwestycji prywatnych podniesie potencjał gospodarki i „w tym kontekście ignorowanie przez RPP wyższej bieżącej i oczekiwanej inflacji w najbliższym czasie inflacji można uznać za optymalną politykę pieniężną".

Brawo. Pochwała banku centralnego ze strony banku komercyjnego nigdy nie zaszkodzi. Ale nie zaszkodzi też wspomnieć, że nikt – nawet research mBanku, o banku centralnym nie wspominając – nie jest dziś w stanie przewidzieć, co stanie się z cenami energii po ich uwolnieniu w lipcu tego roku, a tym bardziej w roku 2020 i latach kolejnych. Już choćby tego powodu prognozowana ścieżka inflacyjna w okresie najbliższych 18 miesięcy pozostaje wyłącznie grubym przybliżeniem. Pewne jest za to, że będzie rosła inflacja bazowa. Obojętność RPP wobec tego wskaźnika też jest godna pochwały?

Powtórzę ponadto, że impuls fiskalny rzędu 2 proc. PKB, zaplanowany na dwa lata, jest zbyt słaby, by poradzić sobie z cyklem, ale na tyle mocny, by wzmocnić presję płacową i poprzez efekty drugiej rundy presję inflacyjną, oraz wygenerować napięcia w finansach publicznych. Swoją cegiełkę dołożą do tego zresztą rosnące oczekiwania związane z waloryzacją wszystkich nowo wprowadzonych rządowych programów transferowych.

I wreszcie na koniec, w swoim tekście pisałem: wszelkie rozważania na temat stanu gospodarki w Polsce muszą milcząco zakładać domniemanie rzetelności danych. W przeciwnym bowiem wypadku zawsze wkraczamy w obszar bardzo niebezpieczny, jakim jest postawienia pod znakiem zapytania jakości i wiarygodności szacunków dotyczących rachunków narodowych. Bardzo więc proszę kolegów z researchu mBanku, żeby mnie nie straszyli wchodzeniem na „drogę bez powrotu", jaką jest kontestowanie statystyki rachunków narodowych. Ja niczego nie kontestuję. Jak mi się coś nie zgadza, to pytam: dlaczego? I oczekuję rzetelnych odpowiedzi, a nie jakiegoś gaworzenia o matrixie.

A swoją drogą, czy kolegów nigdy nie zastanowiły przyczyny, dla jakich mamy jeden z lepszych, o ile nie najlepszy urząd statystyczny na świecie? Urząd, który przy swoim głębokim niedoinwestowaniu zbiera już przy wstępnym odczycie dane tak dokładne, tak precyzyjne, że przy kolejnych przybliżeniach, aż po odczyt finalny, dane poprawiane są średnio o 0,1-0,2 pkt proc. To jest powód do dumy, bo w innych krajach bywa z tym różnie, a korekty rzędu nawet 1 pkt proc. są na porządku dziennym. Dziwi mnie, że koledzy z researchu mBanku tego też mi w swojej polemice nie wypomnieli. Widocznie zapomnieli.

W swoim tekście „Kilka pytań bez odpowiedzi" („Rzeczpospolita" z 6 czerwca 2019 r.) z którym żywo polemizuje zwarta grupka ekonomistów mBanku zaliczających się do zwolenników tezy o „wzroście na piątkę" („Wyrwij się z matrixa", „Rzeczpospolita" z 2 lipca 2019 r.), postawiłem kilka pytań po wstępnych danych GUS o naszym PKB w I kwartale. Te pytania zostały uznane przez stadko moich polemistów za wtórne, mącące, kontestujące statystykę publiczną, nie przybliżające nas do zrozumienia gospodarki.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację