Krzyżak: Oblany test z szacunku do ciał

Ekshumacje ofiar smoleńskich mogły stać się punktem wyjścia do pojednania między Polakami. Ale próby przerzucania się odpowiedzialnością niweczą tę szansę.

Aktualizacja: 06.06.2017 20:26 Publikacja: 05.06.2017 20:50

Krzyżak: Oblany test z szacunku do ciał

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Od tygodnia opinią publiczną wstrząsają informacje na temat nieprawidłowości przy identyfikacjach ofiar katastrofy smoleńskiej.

Bez wątpienia obciąża to rządzącą wówczas Platformę Obywatelską. Państwo polskie może i zdało wtedy egzamin, bo nie doszło do paraliżu najważniejszych instytucji. Nie zdało innego, ważniejszego testu – z szacunku dla zmarłego.

Dziś, kiedy te nieprawidłowości wychodzą na jaw, da się zauważyć próbę przerzucenia odpowiedzialności na drugą stronę. Niektórzy pytają np., dlaczego Jarosław Kaczyński nie podniósł alarmu, gdy w trumnie jego brata po jej otwarciu odnaleziono nogę w generalskich spodniach. Nie wiadomo, dlaczego tego nie zrobił. Być może uznał to za przypadek jednostkowy.

Trzeba też pamiętać, że żałoba była przeżywana wówczas w cieniu wyborów prezydenckich. Jeszcze przed pogrzebem Lecha Kaczyńskiego dla wielu osób oczywiste było, że to właśnie Jarosław Kaczyński będzie chciał go zastąpić. Tak było, tyle tylko, że jego kampania wcale nie była oparta na wątkach smoleńskich.

Prawdą jest, że PiS, będąc w opozycji, katastrofą grał. Ale chyba bardziej robiła to PO. Być może decyzja o ekshumacji ofiar katastrofy była polityczna i miała uprawdopodobnić hipotezę o zamachu. Ale trudno podejrzewać polityków PiS, by spodziewali się, że ujawnione zostaną aż takie nieprawidłowości. Dziś łatwiej jest zrozumieć protesty polityków PO, którzy ekshumacjom się sprzeciwiali.

Prawdą jest, że w kwietniu 2010 r. była ogromna presja ze strony rodzin i opinii publicznej, by szybciej identyfikować i organizować pochówki. Ostatnie trumny z ciałami ofiar przyleciały do Polski 23 kwietnia.

A przecież rząd PO w 2010 r. wiedział, że sekcje w Moskwie i prowadzone tam badania genetyczne były niechlujne. Pod koniec kwietnia do Polski przywieziono jeszcze szczątki ponad 20 osób. Część spopielono i pochowano na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w tzw. kwaterze smoleńskiej. Część bez rozgłosu dołożono do grobów ofiar.

Później sami Rosjanie informowali o błędach w identyfikacjach. A prokurator generalny Andrzej Seremet podkreślał, że o pomyłce nie może być mowy, bo wszystko zostało zweryfikowane przez pogrzebami (!). Potem okazało się, że w grobach Anny Walentynowicz i Ryszarda Kaczorowskiego pochowano inne osoby. Takich pomyłek było więcej. Zabrakło odwagi, by otworzyć wszystkie trumny?

Dziś niektórzy mówią, że PiS cynicznie gra ekshumacjami. A czy nie cyniczną grą było rozpowszechnianie informacji z raportu MAK, że we krwi dowódcy Sił Powietrznych WP gen. Andrzeja Błasika wykryto alkohol? Dopiero w marcu 2014 r. polska prokuratura obaliła to twierdzenie.

Można byłoby wyliczać jeszcze długo. Tylko po co? Jako naród po raz kolejny znaleźliśmy się w bardzo trudnej sytuacji. Żywe stają się znów tamte obrazy. Ale narodową lekcję pojednania zmarnowaliśmy. Niestety, wiele wskazuje na to, że zmarnujemy także tę. ©?

Od tygodnia opinią publiczną wstrząsają informacje na temat nieprawidłowości przy identyfikacjach ofiar katastrofy smoleńskiej.

Bez wątpienia obciąża to rządzącą wówczas Platformę Obywatelską. Państwo polskie może i zdało wtedy egzamin, bo nie doszło do paraliżu najważniejszych instytucji. Nie zdało innego, ważniejszego testu – z szacunku dla zmarłego.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem
Publicystyka
Piotr Solarz: Studia MBA potrzebują rewolucji