Tomasz Pietryga o wyborach w Sądzie Najwyższym: Wersalu nie ma i tu

Atmosfera w Sądzie Najwyższym niczym nie różniła się od tej w Sejmie za najlepszych czasów Samoobrony.

Aktualizacja: 11.05.2020 09:19 Publikacja: 10.05.2020 19:57

Sąd Najwyższy

Sąd Najwyższy

Foto: Fotorzepa, Danuta Matłoch

Wersalu nie będzie – powiedział Andrzej Lepper, kiedy jego ugrupowanie weszło do Sejmu. Ten fakt kojarzy się z obniżeniem standardów debaty politycznej i obyczajów sejmowych. Mimo że Leppera już nie ma, obniżone standardy pozostały w parlamencie do dziś. Chyba nikt jednak nie przypuszczał, że zawitają w Sądzie Najwyższym, znanym dotąd z powściągliwości i klasy większości sędziów.

Niestety transmisja w piątek i sobotę Zgromadzenia Ogólnego SN, które miało wyłonić pięciu kandydatów na pierwszego prezesa SN, przywołała obrazy z awantur na Wiejskiej. Niektórzy sędziowie niczym nie różnili się od krewkich polityków, obniżając autorytet tej instytucji.

Oczywiście można potraktować ich zachowanie jako gest rozpaczy, bezradności i niezgody na zmieniającą się rzeczywistość SN. Bo w ten sposób pada ostatni bastion oporu przeciw nowej pisowskiej rzeczywistości.

Czytaj także:

Wybory w SN: popis sędziowskiego zapętlenia

Tylko czy to usprawiedliwia takie postawy? Są granice, których nie należy przekraczać, bo cena może być wysoka. Wielu sędziów SN swoje kariery rozwijało w sądach powszechnych, a tam obstrukcja pełnomocników stron nie była niczym nadzwyczajnym. Triki zmierzające do przedłużenia procesu sędzia często przecinał uderzeniem w stół, a najbardziej opornych adwokatów karał grzywną. Podczas zgromadzenia niektórzy sędziowie przypominali tych pełnomocników.

Nie wspominając już o tym, że zgromadzenie zaczęło przybierać karykaturalną formę. Jak w słynnym „Rejsie" spór szedł o to, „jaką metodą wybierzemy metodę głosowania". Sędziowie przez dwa dni „nie potrafili" bowiem wybrać członków komisji skrutacyjnej, której jedyną rolą jest przeliczenie głosów niespełna 100 sędziów, sporządzenie protokołu i podanie wyników do wiadomości. Mimo dwóch głosowań żaden z kandydatów nie uzyskał wystarczającego zaufania kolegów. Czy ma to oznaczać, że w SN nie ma osób godnych zaufania, które mogłyby przeliczyć głosy? To śmieszne, bo powinni nimi być bez wyjątku wszyscy sędziowie.

Co dalej z wyborem pierwszego prezesa SN? Jeśli spojrzeć na opór sędziów, głównie z Izby Pracy, wydaje się, że również zgromadzenie zaplanowane na wtorek utknie w formalizmach, które nie pozwolą wyłonić kandydatów na prezesa. Jeżeli taka sytuacja będzie się przeciągać, niewykluczone, że skończy się interwencją ustawodawcy lub zmianą regulaminu przez prezydenta, który usunie formalne rafy utrudniające wyłanianie kandydatów. Dziś Sąd Najwyższy obniża swój autorytet.

Wersalu nie będzie – powiedział Andrzej Lepper, kiedy jego ugrupowanie weszło do Sejmu. Ten fakt kojarzy się z obniżeniem standardów debaty politycznej i obyczajów sejmowych. Mimo że Leppera już nie ma, obniżone standardy pozostały w parlamencie do dziś. Chyba nikt jednak nie przypuszczał, że zawitają w Sądzie Najwyższym, znanym dotąd z powściągliwości i klasy większości sędziów.

Niestety transmisja w piątek i sobotę Zgromadzenia Ogólnego SN, które miało wyłonić pięciu kandydatów na pierwszego prezesa SN, przywołała obrazy z awantur na Wiejskiej. Niektórzy sędziowie niczym nie różnili się od krewkich polityków, obniżając autorytet tej instytucji.

Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Co dalej z podsłuchami i Pegasusem po raporcie Adama Bodnara
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem