Jesteśmy nagrywani na ulicy czy szosie, o czym dowiadujemy się z wezwania do zapłaty za przekroczenie prędkości lub nieprawidłowe parkowanie. W budynkach publicznych, ale także podczas spaceru wzdłuż monitorowanej willi. Oczywiście także w sądzie zarówno na korytarzu, jak i w sali rozpraw.
Nagrywanie rozpraw postulowano od lat, gdyż ma ono nie tylko wykazać, jak brzmiały zeznania, ale też jak świadek reagował na pytania, podobnie jak podsądny się zachowywał, ale także jak się zachowywał sędzia i co powiedział.
To nie wszystko. Wielu z nas fotografuje czy nagrywa wypadek, w którym uczestniczy – co zresztą zalecają firmy ubezpieczeniowe, i co w razie sporu o likwidację szkody może być przydatnym dowodem. Albo uciekającego z miejsca kolizji sprawcę choćby czyjejś szkody.
To wszystko są legalne nagrania, ale nawet gdy są zdobyte bezprawnie, także mogą stanowić dowód w sądzie. Na przykład sądy pracy generalnie dopuszczają jako dowód rozmowę pracownika z szefem czy jego naganne zachowanie, choćby było nielegalnie uzyskane. Z drugiej strony niejeden pracodawca monitoruje ze względu bezpieczeństwo miejsce pracy, i choćby przy okazji może nagrać naganne zachowanie pracownika. Podobnie jest w relacjach sąsiedzkich czy rodzinnych, np. w sprawach rozwodowych od lat nagrania są wykorzystywane dość często w sądzie, a jeśli nagrywają uczestnicy kłótni czy gróźb, to są one legalne.
Nielegalny mają zaś status nagrania uzyskane przez osobę nieuczestniczącą w rozmowie dzięki urządzeniu podsłuchowemu (podobnie jak informacje uzyskane poprzez otwarcie cudzego listu ) – można je zakwalifikować jako przestępstwo, za co grozi kara, poczynając od grzywny, kończąc na dwóch latach więzienia. Taka kara grozi także osobie, która nielegalnie uzyskane dane ujawnia innej osobie. Kiedy jednak nagranie dotyczy ważnych i słusznych praw, w szczególności pokrzywdzonego, raczej surowej kary bym się nie spodziewał.