Reklama
Rozwiń

Paweł Rochowicz: Split nadwiślański i chorwacki

Wystawienie faktury i zapłata za nią – to zdaje się biznesową codziennością. Niestety, coraz częściej takie prozaiczne działania wymagają spełnienia wielu dodatkowych formalności.

Publikacja: 20.01.2020 12:39

Paweł Rochowicz: Split nadwiślański i chorwacki

Foto: Adobe Stock

Słowo Split jeszcze do niedawna bardzo miło się kojarzyło, nie tylko miłośnikom wypoczynku nad Adriatykiem. To miasto ze starożytnymi tradycjami, lubiane przez turystów, także polskich. Kibice futbolu doskonale kojarzą tamtejszy klub Hajduk – wielokrotnego mistrza Jugosławii, a potem Chorwacji.

Od niedawna to słowo stało się popularne, tyle że w wersji angielskiej. Oznacza ono podział, a w przepisach podatkowych podzieloną płatność. Niestety, ta angielska wersja budzi znacznie mniej przyjemne skojarzenia, niż z falami Adriatyku czy emocjami piłkarskimi. Chodzi o obowiązkową podzieloną płatność, zwaną „split payment" i stosowaną do rozliczeń w obrocie towarami takimi jak elektronika użytkowa, stal czy 150 innych. W założeniu ten obowiązek ma służyć eliminacji nadużyć w VAT – i słusznie. Tyle, że niektórzy przedsiębiorcy zaczęli żądać od kontrahentów zapłaty w ten sposób za wszystko co się da.

Czytaj także: Cezary Szymaś: podatkowe zmiany przyniosły ogrom pracy księgowym

Wraz ze „splitowym" obowiązkiem wprowadzono jeszcze kilka innych obostrzeń w rozliczeniach, już nie tylko towarami, na których robiono ciemne interesy. Na przykład „jedynie słuszny" wykaz rachunków bankowych, których można używać do transakcji powyżej 15 tys. zł. Ten wykaz rachunków jest zwany „białą listą", ale budzi mroczne skojarzenia. Choćby dlatego, że obowiązki związane z tą listą też zostały opacznie zrozumiane przez wielu przedsiębiorców. Dochodzi do tego, że niektórzy odmawiają zapłaty na niezarejestrowane u fiskusa konto, choćby dlatego że kwota zapłaty nie przekracza 15 tys. zł.

Oczywiście to wszystko ma służyć obronie interesów uczciwych firm. Tyle, że nagromadzenie wielu zmian w krótkim czasie, z niedostatecznym (i późnym) wyjaśnieniem wszystkich wątpliwych kwestii, stwarza ryzyko błędów utrudniających życie przedsiębiorcom. Sytuacja przypomina trochę tę sprzed dwóch lat wokół danych osobowych. Niejasne przepisy RODO stały się przyczynkiem do kuriozalnych sytuacji, w których lęk przed ujawnieniem nazwisk prowadził do wywoływania pacjentów po pseudonimach, np. „pan Kubuś Puchatek do laryngologa proszę".

Reklama
Reklama

Gdyby tak te ważne zmiany wprowadzano z mniejszym pośpiechem i z tłumaczeniem istoty zmian, Split wciąż kojarzyłby się głównie z pięknym dalmatyńskim wybrzeżem. A księgowi mieliby mniej zmartwień.

Słowo Split jeszcze do niedawna bardzo miło się kojarzyło, nie tylko miłośnikom wypoczynku nad Adriatykiem. To miasto ze starożytnymi tradycjami, lubiane przez turystów, także polskich. Kibice futbolu doskonale kojarzą tamtejszy klub Hajduk – wielokrotnego mistrza Jugosławii, a potem Chorwacji.

Od niedawna to słowo stało się popularne, tyle że w wersji angielskiej. Oznacza ono podział, a w przepisach podatkowych podzieloną płatność. Niestety, ta angielska wersja budzi znacznie mniej przyjemne skojarzenia, niż z falami Adriatyku czy emocjami piłkarskimi. Chodzi o obowiązkową podzieloną płatność, zwaną „split payment" i stosowaną do rozliczeń w obrocie towarami takimi jak elektronika użytkowa, stal czy 150 innych. W założeniu ten obowiązek ma służyć eliminacji nadużyć w VAT – i słusznie. Tyle, że niektórzy przedsiębiorcy zaczęli żądać od kontrahentów zapłaty w ten sposób za wszystko co się da.

Reklama
Opinie Prawne
Piotr Szymaniak: Smutny obraz Trybunału Konstytucyjnego
Opinie Prawne
Łukasz Cora: Ruch Obrony Granic ośmiesza państwo i obniża jego autorytet
Opinie Prawne
Paulina Szewioła: Zmarnowana szansa na jawność wynagrodzeń
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Rejterada ekipy Bodnara
Opinie Prawne
Piątkowski, Trębicki: Znachorzy próbują „leczyć” szpitale z długów
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama