Bogdan Góralczyk: Chiny w recesji

Obecne Chiny są niczym wielki bank: zbyt duże, by je obalić z zewnątrz. Obalić się mogą tylko same, jeśli nie będą ostrożne.

Publikacja: 20.04.2020 14:35

Bogdan Góralczyk: Chiny w recesji

Foto: AFP

Takiego komunikatu nie było od dziesięcioleci: według oficjalnych danych Chińskiego Urzędu Statystycznego w pierwszym kwartale gospodarka Państwa Środka skurczyła się o 6,8 proc. Mamy więc do czynienia z klasyczną recesją, gdyż ujemne saldo notowano przez trzy kolejne miesiące. To zaledwie trzeci taki przypadek w całej historii ChRL, po głębokim tąpnięciu będącym efektem woluntarystycznego „wielkiego skoku” w początkach lat 60. minionego stulecia oraz nieco mniejszym w szczytowym momencie „rewolucji kulturalnej”, na przełomie lat 60. i 70.

Tym samym Chiny i ich kierownictwo znalazły się w zupełnie nowej sytuacji od momentu rozpoczęcia kursu reform i otwarcia na świat w grudniu 1978 r. Na dodatek recesja wywołana koronawirusem, jak to się oficjalnie interpretuje, nałożyła się na wyraźne strukturalne spowolnienie.

Notowano je już przed COVID-19 (wzrost w 2019 r. rzędu 6,2 proc., najniższy od dramatu na placu Tiananmen), bo wynikało z takich kluczowych, a zróżnicowanych powodów, jak: gwałtowne starzenie się społeczeństwa, koniec dywidendy demograficznej, nierównomierność pośród płci (116 chłopaków na 100 dziewczyn w wyniku polityki jednego dziecka) czy nadal nadmierna chęć do inwestowania ze strony władz lokalnych (dług publiczny przekraczający 300 proc. PKB), ciągle zbyt duża łatwość w dostępie do kredytów oraz dominacja państwowych konglomeratów w polityce państwa.

Lista problemów do rozwiązania, nawet strukturalnych, a więc o trwałym charakterze, była dosyć długa jeszcze przed wybuchem pandemii w Wuhan. A nad tym wszystkim niejako wiszą w powietrzu nader ambitne plany obecnego wodza Xi Jinpinga, mówiące o „dwóch celach na stulecie”, a w zasadzie trzech: do połowy przyszłego roku miałaby nastąpić zmiana modelu rozwojowego, z napędzanego – jak dotychczas – eksportem na oparty na kwitnącym rynku wewnętrznym i klasie średniej (którą, niemałym nakładem, trzeba zbudować). Do roku 2035 Chiny chciałby się zamienić w społeczeństwo innowacyjne, a więc być wyzwaniem dla Zachodu (USA) i całego świata także w sferze wysokich technologii (symptomy tego już widzimy, w postaci Huawei czy 5G). A do końca 2049 r., na stulecie ChRL, zająć ponownie pozycje wielkiej cywilizacji (czytaj: mocarstwa), jakim kiedyś przed wiekami Chiny były.

To plany i ambicje, które teraz COVID-19 wystawił na niebywały, bezprecedensowy egzamin. Co zrobią z tym władze w Pekinie? Trzeba czekać na odłożoną z 5 marca doroczną sesję OZPL, chińskiego parlamentu, której punktem kulminacyjnym jest „Raport o pracach rządu” premiera. To mogą być, a raczej z pewnością będą, bodaj najważniejsze obrady chińskich władz od momentu rozpoczęcia procesu transformacji i reform. Wstępnie planowane są na czerwiec, ale daty jeszcze nie podano.

To już jest jasne: będzie dużo trudniej, gdyż nader ambitne chińskie plany obudziły dotychczasowego hegemona – USA, a ten najpierw wywołał wojnę handlową, przecież tylko 15 stycznia br. zawieszoną (też zresztą nie do końca, bo większość ceł utrzymano). Natomiast w trakcie pandemii zamienił ją w kolejny konflikt, czyli coraz bardziej odczuwalną, nawet u nas w Polsce (gdzie doszło do znamiennej wymiany listów ambasadorów obu państw w Warszawie) wojnę wizerunkowo-propagandową.

Chiny w ten bój odważnie weszły, ale mają też na tym froncie słabe, drażliwe punkty, jak to, że epidemia zaczęła się na ich terenie, a władze – z sobie tylko znanych powodów – początkowe alarmy ekspertów i lekarzy ignorowały, albo wręcz je sekowały. W zestawieniu z notowana recesją, całkiem niezły to pakiet, trzeba przyznać.

To prowadzi do jednego, zasadniczego wniosku: obecne władze w Pekinie, podobnie jak wszyscy na świecie, właśnie zdają egzamin z rządzenia. Jednakże specyfika tamtejszego systemu polega na tym, że pojawił się tam ostatnio „Przewodniczący od wszystkiego”, czyli niejako nowy cesarz – Xi Jinping. Skumulował w jednych rękach całą władzę, ale też ponosi całą odpowiedzialność – z wszystkimi tego konsekwencjami.

Co teraz zrobi? Nadal będzie umacniał autokrację i rządy jednoosobowe, uzasadniając je jeszcze ideologicznie, jak to robił w ostatnich latach? Czy jednak wróci do poprzednich zasad kolektywnego kierownictwa, ostrożności i pragmatyzmu, jakie dyktował kiedyś (także swoim następcom) wizjoner reform Deng Xiaoping?

Ferment w tej kwestii jest odczuwalny nawet w chińskich elitach, nie tylko w zachodnich mediach, więc czuć, że takie zagadnienie – przywództwa w dobie kryzysu – jest za bambusową kurtyną teraz rozstrzygane. Jest dużo ważniejsze, niż eksponowane poza Chinami niebezpieczeństwo zerwania dotychczasowych łańcuchów dostaw. Albowiem mandaryni w Pekinie doskonale zdają sobie sprawę, że na groźbę recesji nałożyła się też niebywała szansa jeszcze jednego wzmocnienia Chin, jak było po poprzedni kryzysie, tym gospodarczym z 2008 r.

Obecne Chiny są niczym wielki bank: zbyt duże, by je obalić z zewnątrz. Obalić się mogą tylko same, jeśli nie będą ostrożne. Dwie, trzy dekady wstecz mielibyśmy do czynienia ze spektaklem gdzieś daleko, na krańcach świata, ale dzisiaj jakikolwiek spektakl czy scenariusz w Pekinie ma też jak najbardziej globalne konotacje. Przyglądajmy się więc uważnie tamtejszej scenie. Albowiem nie tylko o gospodarcze, lecz – nie unikając wielkich słów – o losy świata, a na pewno przyszłego światowego ładu tam teraz chodzi.

Autor jest politologiem i sinolog, profesorem i dyrektorem CE UW.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Tajniki oszczędnościowych obligacji skarbowych. Możliwości na różne potrzeby
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację