Hubert A. Janiszewski: Czy „tarcze” dają radę

Krótki przegląd prasy i mediów, także społecznościowych, pokazuje że tzw. tarcze mające wspierać przedsiębiorców w trakcie pandemii nie funkcjonują w sposób, jaki należałoby oczekiwać.

Aktualizacja: 28.04.2020 17:48 Publikacja: 28.04.2020 17:38

Hubert A. Janiszewski: Czy „tarcze” dają radę

Foto: Bloomberg

Pomimo wielu obietnic i zapewnień, system ochrony zdrowia – pierwsza linia w walce z COVID-19 – w dalszym ciągu jest dalece niedoposażony tak w środki zabezpieczające, jak i w odpowiednia liczbę przeprowadzanych testów. To powoduje uzasadnione wątpliwości co do rzeczywistego stanu zakażeń koronawirusem w Polsce, potęgowane przez niezrozumiały sprzeciw wobec wprowadzenia regularnych testów dla lekarzy i całego personelu medycznego, z ratownikami i laborantami włącznie. Pojawiające się ogniska zakażeń w DPS-ach i szpitalach potwierdzają brak odpowiedniego przygotowania do nadchodzącej epidemii przez administrację państwową z Ministerstwem Zdrowia na czele.

Rząd od połowy marca zamknął z dnia na dzień wiele branż i sektorów gospodarczych, co postawiło setki tysięcy małych i średnich firm przed perspektywą bankructwa, a miliony pracowników przed utratą zarobków. Dla przypomnienia skali problemu oto statystki zatrudnienia w obszarach zamkniętych decyzją rządową (dane GUS za 2018 i 2019): hotele/pensjonaty - 64,1 tys. pracowników, gastronomia - 131,6 tys., transport - 476,9 tys., kultura i rozrywka - 45,7 tys., muzea i biblioteki - 43,1 tys. Należy jeszcze doliczyć tzw. pracowników niepełnowymiarowych, których łącznie w tych sektorach jest 169,1 tys. W sumie stanowi to 930,9 tys. A jeśli dołączyć 1,3 mln zatrudnionych w usługach, to mówimy o co najmniej 2,2 mln pracowników, którzy z dnia na dzień potracili zatrudnienie i zarobki!

Ministerstwo Rozwoju chwali się, że do 24 kwietnia br. otrzymało łącznie 2 002 116 wniosków o różnego rodzaju wsparcie z tytułu „tarcz”, z czego 1,2 mln o zwolnienie ze składek ZUS za okres marzec-maj 2020, ok. 400 tys. wniosków związanych z tzw. postojowym, 350 tys. – o mikropożyczki po 5 tys. zł, 14,5 tys. – o dofinansowanie zarobków i ok. 50 tys. – o odroczenie składek ZUS.

Ministerstwo nie podaje niestety, ile pieniędzy wpłynęło na rachunki tych, którzy te wnioski składali. Z informacji medialnych wynika, że wypłacono do połowy kwietnia zaledwie 180 mln zł. To niewiele w obliczu grożącej przedsiębiorcom katastrofy.

Interesujące wyniki badania z kwietnia podaje Centrum Monitoringu Sytuacji Gospodarczej (CMSG): aż 55,2 proc. badanych firm określiło swoją sytuację jako złą, a 16,4 proc. jako bardzo złą. Ocena branży, w jakiej działają, w aż 66,6 proc. przypadków jest zła i bardzo zła. 54-57 proc. badanych ocenia, że istotnie pogorszą się ich wyniki finansowe. Spadku przychodów w maju spodziewa się już blisko 59 proc. firm, a aż 88 proc. przewiduje spadek zatrudnienia. Alarmująca jest ocena płynności: 10 proc. uznaje, że już straciło płynność, 7 proc. – że ją starci w najbliższych dwóch tygodniach, 21,1 – za miesiąc, 37 proc. – za góra trzy miesiące, a tylko 6,4 proc. – po sześciu miesiącach.

Badani oceniali też, co w propozycjach rządowych jest najbardziej pozytywne: 81 proc. wskazało zwolnienie z ZUS na trzy miesiące, 44,4 proc. dopłaty 40 proc. do pensji w razie obniżenia wymiaru czasu pracy, a 56,4 proc. przesuniecie terminu płatności zaliczek na podatek dochodowy od wynagrodzeń w marcu i kwietniu 2020. Najgorzej oceniane było skrócenie dobowego i tygodniowego wypoczynku – 6 proc., możliwość równoważnego systemu czasu pracy – 15,7 proc. oraz przesuniecie obowiązku składania nowego pliku JPK VAT dla dużych firm – 16.9 proc.

Przedsiębiorcy nie są optymistami co do terminu ponownego otwarcia gospodarki: ponad 37 proc. nie jest w stanie takiej daty podać, ponad 26 proc. uważa, że otwarcie będzie później niż w lipcu, 16 proc. – że w lipcu, a zaledwie 20 proc. – wcześniej. Łącznie przebadano w tym badaniu 500 firm.

Wyniki potwierdzają co najmniej krytyczną ocenę tzw. tarcz wsparcia gospodarki. Najgorzej jest – jak się wydaje – w hotelarstwie, gastronomii, turystyce i usługach oferowanych bezpośrednio. Przydałyby się tu nacelowane programy wsparcia, których wyraźnie brak.

Gdyby przyjąć – jak np. w Niemczech – że każdy pracownik który utracił/może utracić prace z powodu decyzji rządu, otrzyma pensję minimalną ( w Polsce 2600 zł brutto miesięcznie), to powinno się wydać w marcu (gospodarkę zamknięto w połowie miesiąca) 2,8 mld zł, a w kwietniu już ok 5,6 mld zł. W ten sposób można by zapewnić minimum egzystencji wielomilionowej rzeszy pracowników oraz utrzymanie na powierzchni setek tysięcy małych i średnich firm. Warto przypomnieć, że w Niemczech w pierwszym tygodniu funkcjonowania tamtejszego programu wsparcia 1,25 mln wnioskodawców otrzymało na swoje konta bankowe 4,1 mld euro.

Do takiego pakietu należałoby dodać proste i przejrzyste zasady przesuwania w czasie finansowania zaległości z tytułu spłat rat kredytowych oraz leasingowych, jak i system wsparcia dla właścicieli zamkniętych przez administrację państwową lokali wynajmowanych przez handel niespożywczy i usługi. Ważne jest zakreślenie horyzontu czasowego, w jakim takie wsparcie powinno działać. Zapowiedzi rządu oraz doświadczenia z walki z epidemia w innych krajach wskazują, iż ten okres może trwać do końca czerwca, pod warunkiem że spadać zacznie liczba zapadających na wirusa, co wymaga jak wspomniałem dużo bardziej intensywnego testowania.

Pieniądze na wymienione działania pochodziłyby w dużej mierze z UE (już mamy 7,4 mld euro) jak i np. korekty programu 500+ poprzez niewypłacanie tego zasilenia osobom zarabiających powyżej 86 tys. zł rocznie (5-6 mld zł) i rezygnacji z wypłat tzw. 13. czy 14. emerytury.

Reasumując, zamiast mnożyć kolejne „tarcze”, może należałoby je wszystkie skomasować w jeden efektywny program, oparty na bardzo prostych, przejrzystych i sprawnych zasadach pozwalających na zasilanie wnioskodawców w ciągu siedmiu dni od złożenia wniosku.

Na koniec oczekiwałbym otwarcia granic dla ruchu przygranicznego, który jest podstawą egzystencji na kilkusettysięcznej rzeszy Polaków, Niemców, Czechów i Słowaków. Nie możemy ignorować słusznych żądań tam zatrudnionych ani próśb lokalnych władz – tym bardziej, że nasz dobrobyt w dużym stopniu zależy od dobrych stosunków z sąsiadami.

Niepodjęcie opisanych działań spowoduje zapaść gospodarki na dużo większą skalę niż wyobrażają to sobie najbardziej pesymistyczni zwolennicy rządu.

Dr Hubert A. Janiszewski jest ekonomistą, członkiem Polskiej Rady Biznesu i członkiem rad nadzorczych spółek notowanych na GPW.

Pomimo wielu obietnic i zapewnień, system ochrony zdrowia – pierwsza linia w walce z COVID-19 – w dalszym ciągu jest dalece niedoposażony tak w środki zabezpieczające, jak i w odpowiednia liczbę przeprowadzanych testów. To powoduje uzasadnione wątpliwości co do rzeczywistego stanu zakażeń koronawirusem w Polsce, potęgowane przez niezrozumiały sprzeciw wobec wprowadzenia regularnych testów dla lekarzy i całego personelu medycznego, z ratownikami i laborantami włącznie. Pojawiające się ogniska zakażeń w DPS-ach i szpitalach potwierdzają brak odpowiedniego przygotowania do nadchodzącej epidemii przez administrację państwową z Ministerstwem Zdrowia na czele.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację