Czy rozpoczynając karierę przypuszczał Pan, że zostanie prezesem Krajowej Rady Notarialnej?
Mariusz Białecki: Nie. Dotąd jestem wręcz zaskoczony. Tym bardziej, że wybory w samorządzie notarialnym są przecież dwustopniowe. Najpierw wytypowali mnie koledzy z izby i to jeszcze jestem w stanie zrozumieć. Potem jednak notariusze z całego kraju wybrali mnie spośród 11 kandydatów. Więc element relacji osobistych nie miał żadnego znaczenia. A tak na marginesie to nie przesadzajmy z tą karierą, to raczej ogromna odpowiedzialność i duża praca.
Czy Pana rodzice też wykonywali zawód notariusza?
Nie, nie pochodzę z prawniczej rodziny. Decyzję o wyborze prawa podjąłem w szkole średniej. Kiedy poszedłem do liceum, wybuchła nam w kraju wolność. Wszystko się zmieniało. Zafascynowało mnie to, że system prawny jest tworzony właściwie od nowa. Mówiono nam, że społeczeństwo obywatelskie będzie się opierało na socjologach i prawnikach. To pomogło mi w podjęciu decyzji o wyborze kierunku studiów.
Czy był Pan pilnym studentem?