Co jakiś czas przy drodze czy w parku spadnie drzewo i zaczyna się spór, kto zawinił. Pokazuje to sprawa, którą właśnie po raz drugi rozpatrywał Sąd Najwyższy, sprawa tragicznego wypadku pod Ciechnowem sprzed 10 lat, kiedy w dniu, gdy nad Polską szalał orkan Paula, stary świerk rosnący 9,5 metra od szosy wzdłuż państwowego lasu, zostawiony tam jak swego rodzaju atrakcja, spadł na przejeżdżające auto, zabijając kierowcę na miejscu i raniąc jego żonę.
Żona i córka ofiary pozwały miejscowe nadleśnictwo o zadośćuczynienie i odszkodowanie, ale sprawa wciąż trwa.
Zdrowe na zewnątrz
Świerk liczył 108 lat. Wyglądał zdrowo, ale w dolnej części, wewnątrz pnia, czego nie było widać z zewnątrz, zaatakowany był grzybem, tzw. zgnilizną białą jamkowatą. Nie pomogło tłumaczenie nadleśnictwa, że rocznie w Polsce atakuje ona 100 tys. świerków i sosen, a chorobę można wykryć tylko kosztownym tomografem komputerowym. Nadleśnictwo twierdzi, że tylko splot nieszczęśliwych zdarzeń był przyczyną wypadku, i odmówiło przyjęcia odpowiedzialności.
Sąd Okręgowy w Płocku, a potem Sąd Apelacyjny w Łodzi uznały żądanie powódek, winy nadleśnictwa upatrywały w tym, że nie posługiwało się tomografem, a bliskość drogi i wycinka wokół drzewa zwiększały ryzyko przewrócenia się pod wpływem wiatru. Sąd Najwyższy nakazał im jednak powtórzenie procesu, wskazując, że aby mówić o odpowiedzialności nadleśnictwa, trzeba ustalić, jakie są zasady pielęgnacji drzew i czy ich nie naruszono. Za drugim razem SO i SA oddaliły żądanie powódek, przyjmując, że kluczowe znaczenie ma tzw. plan urządzenia lasu, a bez zewnętrznych symptomów choroby nie było podstaw do wycinki drzewa w trybie nagłym.
Rozsądna ostrożność
I znów sprawa trafiła do SN i ten ponownie zwrócił ją do ponownego rozpoznania.