Marek Dusza poleca nowe płyty na weekend

Krytyk Marek Dusza rekomenduje nowe płyty: brytyjskiej wokalistki soulowej Lianne La Havas, włoskiego trębacza Enrico Ravy i niezwykłe dzieło Maxa Richtera, przy którym najlepiej zapada się w sen.

Aktualizacja: 25.09.2015 13:47 Publikacja: 25.09.2015 13:31

Marek Dusza poleca nowe płyty na weekend

Foto: materiały prasowe

Neo Soul
Lianne La Havas „Blood", Warner Bros., CD, 2015

Tuż przed swoimi 26. urodzinami brytyjska wokalistka Lianne La Havas sprawiła sobie prezent - nowy album „Blood" zainspirowany pobytem na Jamajce, w rodzinnych stronach swojej matki. Jej fani długo, bo trzy lata czekali na drugą płytę utalentowanej gwiazdy neo soulu. Zadebiutowała w 2012 r. piosenką „Lost & Found", a następnie albumem „Is Your Love Big Enough?", który iTunes uznał za Album Roku w rezultacie ogromnego zainteresowania jego elektroniczną wersją.

Pierwszą piosenkę napisała mając jedenaście lat, a od 18. roku życia występowała akompaniując sobie na gitarze. Trafiła do chórku towarzyszącego Palomie Faith, a następnie jako suport występów Bona Ivera i Alicii Keys. Fani r'n'b polubili jej głos, chwytliwe kompozycje i ciekawe aranżacje.

Nowy album otwiera wspólne dzieło Lianne La Havas i producenta Paula Epwortha. Piosenka „Unstoppable" nosi wszystkie cechy przeboju. Nic dziwnego, Epworth jest laureatem Grammy za album Adele „21" i Oscara za piosenkę „Skyfall" do filmu z Bondem. „Unstoppable" zaaranżował w stylu hitów Adele, więc sukces był murowany. Utwór jest lokomotywą całego albumu. Choć pozostałe utwory nie mają już tego rozmachu, co temat otwierający, to „Blood" słucha się z przyjemnością. Rytmiczne piosenki, różnorodne produkcje będące wspólnym dziełem wokalistki i specjalistów od r'n'b. Kolejną kandydatką na przebój jest piosenka „What You Don't Do", która wyjątkowo nie wyszła spod ręki Lianne La Havas. Co dziwi, to brak wyraźnych motywów reggae, a przecież wokalistkę zainspirowała Jamajka. Ale miłośnikom neo soulu to nie będzie przeszkadzać.

Jazz
Enrico Rava Quartet „Wild Dance", ECM/Universal, CD, 2015

Tomasz Stańko i Enrico Rava przewodzą europejskim trębaczom od lat 60. XX wieku. Obaj nagrywali dla wytwórni ECM Records już w latach 70. i obaj mieli długa przerwę we współpracy z tą prestiżową oficyną. Enrico Rava powrócił w wielkim stylu płytą „Easy Living" (2003) i teraz regularnie wydaje płyty pod szyldem firmy z Monachium. Po intrygującym albumie „Rava on the Dance Floor" (2012) z coverami przebojów Michaela Jacksona, zatopił się w balladowe nastroje. Jego kwartet udał się do zacisznego studia Arte Suono w Udine, gdzie dołączyli: najlepszy włoski puzonista Gianluca Petrella i producent Manfred Eicher.

- Lubię współbrzmienie trąbki i puzonu – zwierza się Rava. Puzon jest, mniej lub bardziej, niemal takim samym instrumentem jak trąbka tylko o innym rejestrze. To, co oba instrumenty mogą osiągnąć grając unisono, jest wyjątkowe. Dlatego Roswell Rudd, z którym grałem w Ameryce na początku lat 70. był dla mnie tak wielką inspiracją. I Roswell i Gianluca są nowoczesnymi puzonistami, ale korzeniami są mocno osadzeni w tradycji Nowego Orleanu.

Enrico Rava występuje ostatnio z gitarzystą Francesco Diodatim, co jest w pewnym stopniu powrotem do kwartetu z lat 70. I słynnej płyty „Pilgrim and the Stars" nagranej z amerykańskim wirtuozem i nowatorem gitary elektrycznej Johnem Abercrombie. Diadati wypełnia muzykę trębacza „delikatną chmurą dźwięków", jak sam lider to określa. Kompozycje Ravy są niezwykle melodyjne, co nie powinno dziwić, jeśli ktoś zagłębi się w nagrania włoskich jazzmanów. Jego subtelne solówki są pełnie niuansów i ujmujących harmonii. Trąbka Ravy i puzon Petrellego nie tylko perfekcyjnie współbrzmią, ale i prowadzą dialog, a momentami ścierają się ze swadą. Jeden z utworów powstał w efekcie grupowej improwizacji. Zachwycająca nastrojem i prostą melodią ballada „Overboard" pozwoli delektować się chwilą i zapomnieć o wszelkich problemach.

Ambient/Muzyka współczesna
Max Richter „from Sleep", Deutsche Grammophon/Universal, CD, 2015

Najnowsze dzieło „Sleep" brytyjskiego kompozytora i pianisty Maxa Richtera trwa ni mniej ni więcej tylko 504 minuty i 21 sekund. Tak, osiem i pół godziny muzyki medytacyjnej lub jak kto woli ilustracyjnej. Właściwie „Sleep" wymyka się klasyfikacjom. To nowoczesna muzyka współczesna mająca cechy minimalizmu i ambientu. Napisana na skrzypce, wiolonczele, altówkę, sopran i instrumenty klawiszowe angażuje pięcioro muzyków i śpiewaczkę Grace Davidson wykonującą wokalizy. Max Richter gra na fortepianie, organach, syntezatorach i generatorach elektronicznych. Szczęśliwie na płycie kompaktowej ukazała się wersja skrócona „from Sleep" trwająca niespełna godzinę i dzięki temu możemy poznać wyrywki z dzieła, które w pełnej wersji można nabyć tylko w formie pliku cyfrowego. Okazja darmowego wysłuchania ośmiogodzinnego streamingu pełnej wersji już była dzień przed premierą.

„Sleep" trwa ponad osiem godzin, bo tyle, zdaniem Richtera, powinien trwać sen. Nad kompozycją pracował konsultując się z neurobiologiem Davidem Eaglemanem. Ideą utworu jest odtwarzanie go przed snem i prawdopodobnie zaczynając słuchanie, nawet skróconej wersji, nie dotrwamy do końca utworu. Niżej podpisany recenzent tego jeszcze nie próbował chcąc dokończyć relację czytelnikom i nie przespać redakcyjnego deadline'u.

- To jest moja osobista kołysanka skierowana do szalonego świata – powiedział Max Richter. Manifest dla spowolnienia tempa życia. Sen jest moją ulubioną aktywnością od dziecka. „Sleep" to eksperyment, próba zrozumienia, jak możemy doświadczać muzyki w różnych stanach świadomości.

Richter, którego album z reinterpretacjami utworów Vivaldiego stał się bestsellerem w 2012 r., podkreśla, że skorzystał z inspiracji, jakie niosą dzieła amerykańskich kompozytorów współczesnych: Johna Cage'a, Terry'ego Rileya i La Monte Younga. Napisał i wykonał najdłuższe dzieło w historii muzyki poważnej.

- Ciekawi mnie konwencja koncertowa utrwalona w muzyce klasycznej, jej sztywne reguły, które dyktują, jak mamy słuchać muzyki i co w niej doceniać. Modernizm dał nam wspaniałe dzieła, ale utraciliśmy nasze kołysanki – dodaje Richter.

Muzyka „Sleep" płynie niespiesznie, spowalnia bicie serca, powoduje, że skupiamy się na łagodnych dźwiękach zapominając o wszystkim. To najlepsza muzyka, jakiej możemy posłuchać przed snem, a zgodnie z ideą kompozytora także śpiąc. To soundtrack snu, dobrego snu. Dobranoc.

Neo Soul
Lianne La Havas „Blood", Warner Bros., CD, 2015

Tuż przed swoimi 26. urodzinami brytyjska wokalistka Lianne La Havas sprawiła sobie prezent - nowy album „Blood" zainspirowany pobytem na Jamajce, w rodzinnych stronach swojej matki. Jej fani długo, bo trzy lata czekali na drugą płytę utalentowanej gwiazdy neo soulu. Zadebiutowała w 2012 r. piosenką „Lost & Found", a następnie albumem „Is Your Love Big Enough?", który iTunes uznał za Album Roku w rezultacie ogromnego zainteresowania jego elektroniczną wersją.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kultura
Muzeum Narodowe w Krakowie otwiera jutro wystawę „Złote runo – sztuka Gruzji”
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Kultura
Muzeum Historii Polski: Pokaz skarbów z Villa Regia - rezydencji Władysława IV
Architektura
W Krakowie rozpoczęło się 8. Międzynarodowe Biennale Architektury Wnętrz
radio
Lech Janerka zaśpiewa w odzyskanej Trójce na 62-lecie programu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Kultura
Zmarł Leszek Długosz