Równie bogate wesela bywają dzisiaj w życiu, ale nie na scenie. W czasach gdy większość inscenizacji rozgrywa się na tle trzech surowych ścian za to z użyciem skomplikowanej gry świateł i wizualizacji, bydgoska Opera Nova wykonała dla arcydzieła Mozarta zestaw imponujących dekoracji, inny dla każdego z czterech aktów.
Widz ogląda wykreowane z pietyzmem wnętrza rokokowego pałacu, tudzież jego ogród (scenografka Marcelina Początek–Kunikowska). A bohaterowie noszą stylowe stroje o wyszukanej fakturze tkanin, jakie dla teatru potrafi wynaleźć tylko Maria Balcerek.
Gospodarz musi jednak zaprezentować się godnie. A tą premierą Opera Nova zainaugurowała Bydgoski Festiwal Operowy. Jej dyrekcję należy podziwiać za upór, z jakim od prawie ćwierć wieku organizuje unikalną imprezę. Bardzo rzadko ktoś porywa się na sprowadzenie choćby jednego spektaklu innego zespołu (wiadomo, koszty!), a w Bydgoszczy co roku na przełomie kwietnia i maja można zobaczyć, co ciekawego w ostatnim sezonie zdarzyło się na scenach w kraju i za granicą.
Sama Opera Nova preferuje teatr tradycyjny, od inscenizacyjnego nowatorstwa bardziej ceni się tu profesjonalizm lub wręcz pietyzm, czego dowodem jest „Wesele Figara". Reżyser Wojciech Adamczyk uważnie przeczytał nie tylko śpiewane kwestie, ale też tzw. didaskalia. Wszystko w spektaklu układa się zatem w całość, bardziej logiczną niż w przedstawieniach wielu innych reżyserów.
Czegoś jednak zabrakło, jeśli „Wesele Figara", słusznie zaliczane do komediowych arcydzieł, ma naprawdę bawić. Gdzieś ulotniły się wdzięk oraz lekkość rokoka, nie ma też i odrobiny dystansu niezbędnego, by XVIII-wieczna opowiastka o służących, którzy są sprytniejsi od hrabiny i hrabiego, mogła śmieszyć współczesnego widza.