Taką serią płyt może się poszczycić niewielu współczesnych twórców. Siedem albumów w jednym pudełku, na nich właściwie wszystkie najważniejsze utwory Góreckiego w znakomitym wykonaniu. Tak uhonorowała go nowojorska firma Nonesuch.
Ma ku temu powody. To ona wylansowała w latach 90. Henryka Mikołaja Góreckiego, nagrywając jego III symfonię. Utwór liczył wówczas już lat kilkanaście, w Polsce został przyjęty z umiarkowanym entuzjazmem i nagle pod zagranicznym szyldem III symfonia stała się światowym przebojem sprzedanym w milionowym nakładzie.
Nonesuch liczył, że Polak zachęcony tym sukcesem dostarczy nowy utwór, który będzie można wylansować, najchętniej utrzymany w podobnym melancholijno-transowym klimacie. Górecki uparcie się przed tym bronił, ale też jego wydawca okazał się lojalnym partnerem. Nagrywał kolejne płyty, cierpliwie czekając na IV symfonię.
To, co teraz Nonesuch prezentuje, jest wyborem utworów z dojrzałego okresu twórczości Góreckiego. Nie ma kompozycji z czasów zachłyśnięcia się awangardą, o czym potem on sam mówił z ironicznym dystansem. Jest natomiast świetny obraz jego muzyki – jednorodnej stylistycznie, ale bardzo zróżnicowanej.
III symfonia przypomniana przez Nonesuch w tym samym co przed laty nagraniu (Dawn Upshawn pięknie śpiewająca polskie teksty z towarzyszeniem London Sinfonietty i Davida Zinmana) wciąż zresztą fascynuje. Kompozytor i improwizator Colin Stetson nagrał niedawno jej reinterpretację (Norman Records). Solistce towarzyszy 12-osobowy zespół z dużym udziałem elektroniki. Brzmi intrygująco.