Trzecie dziesięciolecie istnienia Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena rozpoczął bez fajerwerków, idąc utartym szlakiem. W historii zapisze się i tak niekwestionowanym osiągnięciem: nauczył Polaków, że w szczególnym czasie przed Wielkanocą refleksji bardzo sprzyja muzyka.
Kiedy 20 lat temu organizowano pierwszą edycję, nie brakowało głosów, że bardzo trudno będzie pozyskać widzów na koncerty w Wielkim Tygodniu. Dziś oprócz Festiwalu Beethovenowskiego, który przeniósł się do Warszawy, mamy dwie inne imprezy na europejskim poziomie – w Krakowie i Gdańsku – o ciekawym programie, z muzyką bardziej duchową, religijną.
Wielkie orkiestry
Festiwal Beethovenowski nie chce być wszakże związany wyłącznie z Wielkanocą. Należy w końcu do największych imprez muzycznych w kraju. Rozmachem organizacyjnym mogą się z nim równać jedynie „Chopin i jego Europa" w stolicy lub Wratislavia Cantans we Wrocławiu. Tylko jednak Festiwal Beethovenowski koncerty organizuje w miastach na terenie całego kraju.
Skoro Warszawa dorobiła się dwóch dużych imprez cenionych w Europie, a obie pozostają przede wszystkim w kręgu muzyki XIX-wiecznej, porównania wydają się nieuniknione. Na szczęście coraz bardziej dostrzegalna jest też ich programowa specjalizacja. „Chopin i jego Europa" to festiwal kompozytorów polskich, oprócz Chopina także tych zapomnianych, oraz tzw. wykonawstwo historyczne, na instrumentach z dawnych epok.
A jak można określić Festiwal Beethovenowski poza tym, że wiele uwagi poświęca dziełom patrona? Najkrócej tak: to festiwal wielkich orkiestr. W ciągu dwóch tygodni kwietnia w Warszawie zagrało ich teraz 13. Nurt kameralny zawsze był jedynie efektownym dodatkiem, w tym roku w programie figurował śladowo, co nie znaczy, że mało interesująco. Brawurowy recital dała triumfatorka ostatniego Konkursu im. Wieniawskiego Veriko Tchumburidze, udowadniając, że w tamtej rywalizacji zwyciężyła zasłużenie.