Wielka miłość w rzeźni

Relacje Krzysztofa Warlikowskiego z Francją to splot wzlotów i porażek. Teraz przyszedł czas na lot ku górze.

Publikacja: 10.04.2019 18:04

W oryginalnym libretcie akcja rozgrywała się w młynie. Krzysztof Warlikowski przeniósł ją do mechani

W oryginalnym libretcie akcja rozgrywała się w młynie. Krzysztof Warlikowski przeniósł ją do mechanicznej rzeźni

Foto: materiały prasowe

To od Paryża, gdzie obecnie wystawił „Lady Makbet mceńskiego powiatu" Dymitra Szostakowicza, zaczęła się jego obecność w wielkim operowym świecie, gdy zadebiutował tu w 2006 roku, wywołując oburzenie na widowni. Klasyczną „Ifigenię na Taurydzie" Glucka obudował realistycznymi scenami z domu starców, somnambulicznymi wizjami, dodając męską nagość i odniesienia do Holokaustu.

Gniew Stalina

A jednak to przedstawienie wiodło w Paryżu długi żywot, z każdym wznowieniem zamieniając kolejnych oponentów w jego zwolenników. Jak napisał bowiem kiedyś recenzent „Le Figaro": „Kiedy wybiera się Krzysztofa Warlikowskiego do przygotowania nowej produkcji w Opéra Bastille, oczekuje się od tego reżysera jego znaku firmowego – radykalizmu, który na długo nas poruszy. Oczekuje się przypływu wyobraźni, która odnowi naszą percepcję dzieła".

Potem bywało rozmaicie, sinusoida emocji opadała się i wznosiła. W 2017 roku prestiżowa premiera „Don Carlosa" Verdiego na otwarcie sezonu spotkała się z chłodnym przyjęciem. Teraz nastał więc czas sukcesu, ale można wskazać kilka ku temu powodów. Pierwszy to intrygujący utwór Szostakowicza, jedno z najlepszych dzieł XX w., genialny przykład łączenia dramatycznej, wielowarstwowej akcji z muzyką o wszelkich możliwych odcieniach.

„Lady Makbet mceńskiego powiatu" ma pasjonującą historię. Po jej napisaniu Szostakowicz zyskał miano najbardziej pornograficznego kompozytora w dziejach opery i ściągnął na siebie gniew Stalina. Sowiecki wódz wybrał się w 1936 roku na przedstawienie i oburzony wyszedł przed końcem. Następnego dnia dał hasło do rozpętania nagonki na Szostakowicza. Niemal w tym samym czasie opera święciła triumfy w USA, propagowana przez polskiego dyrygenta Artura Rodzińskiego.

Szostakowicz oparł się na znanej, XIX-wiecznej minipowieści Nikołaja Leskowa. Jej bohaterka, niczym pani Bovary czy Anna Karenina, wiedzie nudne małżeńskie życie. Jest przeraźliwie samotna i nieszczęśliwa, kiedy więc na jej drodze staje pociągający swą męską siłą Siergiej, nie potrafi się mu oprzeć. Dla związku, w którym miłość splata się z erotycznym pożądaniem, popełnia kolejne zbrodnie niczym Lady Makbet ogarnięta żądzą władzy. I tak jak szekspirowską bohaterkę Katarzynę Izmajłową czeka ją śmierć. Bardziej może okrutna, bo umiera ze świadomością, że ukochany porzucił ją dla innej.

Akcja jak w thrillerze

Leskow pokazał beznadzieję życia na rosyjskiej prowincji, Szostakowicza interesował portret Katarzyny, ofiary nietolerancyjnego społeczeństwa. W wielu współczesnych inscenizacjach, zwłaszcza na zachodzie, w „Lady Makbet mceńskiego powiatu" reżyserzy widzą obraz sowieckiej Rosji. Warlikowski poszedł inną drogą, odnajdując wartości uniwersalne.

Katarzyna Izmajłowa jest dla niego niczym Wozzeck, którego losy przedstawił w Amsterdamie w 2017 roku. To ludzie niepotrafiący znaleźć miejsca w społecznym systemie, odsuwani na margines. Reżyser akcję opery Szostakowicza przeniósł w połowę XX wieku, mąż Katarzyny, w oryginale właściciel młynów, prowadzi zmechanizowaną rzeźnię. Wśród prymitywnych robotników zjawia się Siergiej w skórzanej kurtce i kowbojskim kapeluszu, jak przybysz z innego świata, jak bohater słynnego kryminału „Listonosz dzwoni zawsze dwa razy", filmowanego dwukrotnie.

Od początku Warlikowski prowadzi więc akcję niczym w thrillerze, wzbogacając relacje między bohaterami o to, czego nie ma w libretcie. Aksinia, ofiara zbiorowego gwałtu dokonanego przez robotników, nie jest postacią epizodyczną, stała się kochanką teścia Katarzyny, co pokazuje jego moralną dwulicowość. Przecież ciągle poucza synową, jak żyć.

O „Lady Makbet mceńskiego powiatu" mówi się, że to najbardziej naturalistyczna opera w historii. W Paryżu ów naturalizm polski reżyser jeszcze bardziej wzmocnił, czasami zresztą niepotrzebnie, ograniczając w ten sposób wyobraźnię widzów. Moment, gdy Katarzyna ulega kochankowi, pokazał z dosłownością rzadką w teatrze operowym. Kiedy jednak widz widzi poruszające się rytmiczne gołe pośladki Siergieja, muzyka Szostakowicza nabiera cech wyłącznie ilustracyjnych, a przecież jest w niej coś znacznie więcej niż rytm kopulacyjny.

Na szczęście Warlikowski umiejętnie balansuje między natrętnym realizmem a głęboką tragedią. Tak przynajmniej wydaje się po tym, co obejrzałem, nie poznawszy paryskiej inscenizacji w całości.

Przerwany spektakl

Jej drugie przedstawienie po premierze przerwano, ponieważ wykonawczyni tytułowej roli zasłabła po większej części przedstawienia i została odwieziona do szpitala.

Podobne wypadki zdarzają się, a poważne teatry mają z reguły dublerów gotowych wejść z marszu na scenę. Tak było choćby dwa lata temu podczas premiery „Trubadura" Verdiego w Operze Wrocławskiej. W przypadku roli wyjątkowo trudnej jak Katarzyna Izmajłowa oraz przy oryginalnej inscenizacji Krzysztofa Warlikowskiego było to niemożliwe do zrealizowania.

Obecni na premierze nie tylko francuscy recenzenci chwalą natomiast Polaka za dodanie „Lady Makbet mceńskiego powiatu" nowych znaczeń i za wyjątkową zgodność reżyserii z muzyką Szostakowicza. Sposób, w jaki odczytał ją prowadzący orkiestrę Opery Paryskiej Ingo Meztmacher, musiał być wszakże inspirujący dla Krzysztofa Warlikowskiego. Obaj zresztą rozumieją się doskonale, co udowodnili dwa lata temu świetną premierą „Naznaczonych" w Monachium.

Po paryskiej „Lady Makbet mceńskiego powiatu" recenzent „Financial Times" napisał: „Nie jest to najprzyjemniejszy sposób na spędzenie wieczoru. Ale jeśli ktoś może, niech spróbuje".

To od Paryża, gdzie obecnie wystawił „Lady Makbet mceńskiego powiatu" Dymitra Szostakowicza, zaczęła się jego obecność w wielkim operowym świecie, gdy zadebiutował tu w 2006 roku, wywołując oburzenie na widowni. Klasyczną „Ifigenię na Taurydzie" Glucka obudował realistycznymi scenami z domu starców, somnambulicznymi wizjami, dodając męską nagość i odniesienia do Holokaustu.

Gniew Stalina

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kultura
Muzeum Narodowe w Krakowie otwiera jutro wystawę „Złote runo – sztuka Gruzji”
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Kultura
Muzeum Historii Polski: Pokaz skarbów z Villa Regia - rezydencji Władysława IV
Architektura
W Krakowie rozpoczęło się 8. Międzynarodowe Biennale Architektury Wnętrz
radio
Lech Janerka zaśpiewa w odzyskanej Trójce na 62-lecie programu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Kultura
Zmarł Leszek Długosz