Siódma studyjna płyta Lao Che pokazuje podzielony świat, „rzeczpospolitą obojga marudów”, w którym – umownie rzecz ujmując – walczą ze sobą dwa plemiona.
– Żyjemy w czasach, kiedy wszystkich interesuje to, kto ma jakie poglądy, co jest dla mnie męczące i to chciałem podkreślić w moich tekstach – powiedział „Rz” Hubert „Spięty” Dobaczewski. – Oczywiście, mam własne poglądy, mogę cały czas o nich gadać, ale nie chcę, bo wszyscy są przeciwko wszystkim i to nie tylko w naszym kraju, ale i na całym świecie. Każdy podkreśla swoją tożsamość, żeby tworzyć podziały na „my” i „wy”. To staje się żenujące.
Dlatego Lao Che śpiewa: „Matematyka to rzecz o dzieleniu./Ja śnię o jaśnie-zjednoczeniu”.
Reakcja odsuwania się
Proces podziału nasila się szybko. – Jeszcze kilka lat temu sięgałem po prasę i włączałem telewizję, jako zwykły Polak nie zauważając większych różnic – mówi Dobaczewski. – Z czasem okazywało się, że są media związane z jedną stroną i media związane z drugą stroną. Zaczęliśmy się od siebie odsuwać. Z tego powodu przestałem się czuć swobodnie. Trzeba było zacząć uważać, z kim się rozmawia i co mówi.
Lao Che na szczęście nie jest podzieloną grupą. – Spędziliśmy ze sobą razem 20 lat, jesteśmy upitraszeni w jednym sosie, poglądy mamy podobne – mówi wokalista. – Jeździmy razem busem na koncerty i taka już jest natura ludzka, że narzekamy sobie, mówiąc, że wszystko stało się dziwne, kwadratowe. Ale nie rezygnujemy z udziału w rzeczywistości. Zawsze chodziłem na wybory, to przyzwyczajenie wyniosłem z domu. Teraz te wybory stają się coraz bardziej świadome. Chodzą na nie nawet najwięksi abnegaci w zespole. Mówiąc z przymrużeniem oka, wybieramy mniejsze zło. Tak już jest skonstruowana demokracja.