Cztery miliony sprzedanych egzemplarzy dwóch tomów powieści „Norwegian Wood". Trzy miliony – „1Q84". Nakład „Śmierci Komandora", pierwszej od pięciu lat dwutomowej powieści Harukiego Murakamiego, wyniósł 1,3 mln wraz z dodrukami.
– To najbardziej znany pisarz japoński i w swoim kraju, i na świecie – mówi „Rzeczpospolitej" Anna Zielińska-Elliot, japonistka i tłumaczka, która zapoznała polskich czytelników z twórczością 69-latka z Kioto. Przełożyła kilkanaście jego książek, w tym najnowszą, a od 2013 r. prowadzi bloga poświęconego autorowi. – Murakami ma miłośników, którzy czytają wszystko, co napisze, ale nawet wśród ludzi, którzy go nie czytają, nie ma Japończyka, który by o nim nie słyszał – podkreśla.
Niewygodne tematy
Wydawnictwo Muza promuje „Śmierć Komandora" jako książkę, która „w Japonii w środowisku skrajnej prawicy wywołała oskarżenia wobec Murakamiego o zdradę narodową". Chodzi o kilka stron, na których porusza on temat masakry nankińskiej dokonanej podczas II wojny światowej przez wojska japońskie w dawnej stolicy Chin.
– To jest ciągle drażliwy temat, o którym niewiele się mówi – wyjaśnia Anna Zielińska-Elliot. – Każdy, kto porusza temat masakry nankińskiej publicznie, spotyka się z ostrą reakcją japońskiej prawicy, nie wspominając już o krytycznych komentarzach w internecie. Ale czytałam też artykuł w japońskiej prasie, w którym pisano o niezadowoleniu Chińczyków, że Murakami napisał na ten temat zaledwie kilka stron.
Tłumaczka podkreśla, że nie pierwszy raz pisarz porusza w prozie tematy niewygodne dla jego rodaków. Jednak „Śmierć Komandora" nie jest książką o historii ani o traumach wojennych. To opowieść o samotności.