Rok 2020 zaczął się zwyczajnie, ale już w marcu było wiadomo, że będzie zupełnie inny pod każdym względem, także imprez kulturalnych. Letnie festiwale walczyły o byt, ograniczając się do kadłubowej formuły internetowej lub odwołując swoje plany i oszczędzając siły na rok 2021. Twórczynie Big Book Festivalu w Warszawie podjęły walkę o to, by kompromisy organizacyjne jak najmniej wyszczerbiły wypracowywaną przez siedem lat formułę.
– Przez długi czas nie wiedziałyśmy, czy w ogóle będziemy mogły przeprowadzić festiwal, a jeśli tak, to kiedy. Trzeba było nieustannie wymyślać nowe pomysły – wspomina wiosnę Paulina Wilk, pomysłodawczyni i organizatorka BBF, przez lata dziennikarka „Rzeczpospolitej", a obecnie „Przekroju", która w międzyczasie pisze kolejne książki. Zestaw zagranicznych gości na ósmej edycji musiała wyrzucić do kosza, a kiedy ustał lockdown, na nowo rozpoczęła przygotowania.
Wraz z Anną Król, autorką książek i spektakli, z którą tworzą festiwal, w „zdystansowanych społecznie" warunkach sięgnęły po nowe technologie. Dotychczas Big Book skupiał się na bezpośrednich spotkaniach czytelników z twórcami, teraz nie było wyboru.
W warunkach obostrzeń sanitarnych wiele wydarzeń będzie miało ograniczoną liczbę uczestników. Stąd decyzja o większej liczbie transmisji online. Realizowanych, jak zapewniają organizatorki, na bogato – bez trzęsącego się obrazu czy zakłóceń, czasem wręcz transmitowanych na kilka kamer.
Jak sąsiad z sąsiadem
– Będziemy transmitować nawet pięć wydarzeń naraz – mówi „Rzeczpospolitej" Anna Król, określając stronę festiwalu mianem „literackiego Netflixa". Jednocześnie zapewnia, że jak w poprzednich edycjach, będą też wydarzenia „nietransmitowalne", które zapewniły Big Bookowi wyjątkowe miejsce wśród festiwali. Takie będzie przygotowane na otwarcie widowisko „Bloki mówią", rozgrywające się w przestrzeni miasta, na osiedlu przy ul. Dąbrowskiego 81, gdzie mieści się klubokawiarnia Big Book Cafe.