W ciągu roku od premiery książka w każdym sklepie kosztowałaby tyle samo, a upusty byłyby możliwe tylko przy zakupie m.in. przez szkoły i instytucje kultury – takie skutki miałoby uchwalenie projektu, który złożył w Sejmie PSL. Przepisy przygotowała Polska Izba Książki (PIK), a głównym celem jest poprawa kondycji małych księgarń, które obecnie muszą konkurować z dyskontami i sklepami wielkopowierzchniowymi.
– Chcemy pomóc księgarniom rodzinnym, które są mniejsze, co nie znaczy, że gorsze. To one generują w małych miejscowościach miejsca pracy – mówi rzecznik PSL Jakub Stefaniak. Zauważa, że obecnie masowo one upadają. Na początku lat 90. liczba takich księgarń sięgała 3 tys., obecnie jest ich 1,3 tys.
– Jednak celem nadrzędnym jest poprawa czytelnictwa – dodaje rzecznik PSL. Przypomina badania Biblioteki Narodowej, z których wynika, że aż 63 proc. ankietowanych w 2016 roku nie przeczytało ani jednej książki. Zdaniem PSL dalsze kurczenie się sieci księgarń osłabi kontakt Polaków z książkami, co spowoduje dalsze spadki czytelnictwa.
To nie pierwszy raz, gdy ludowcy składają projekt o stałej cenie książki. Zrobili to też w ubiegłej kadencji Sejmu, jednak od tej propozycji zdystansowała się współrządząca Platforma. Obecnie wniesienie projektu rozważa też Ministerstwo Kultury. Wicepremier Piotr Gliński spotykał się w tej sprawie z przedstawicielami Polskiej Izby Książki.
Jaka będzie decyzja resortu? Spytaliśmy o to biuro prasowe ministerstwa, jednak nie uzyskaliśmy odpowiedzi. Z wypowiedzi Glińskiego wynika, że jego stanowisko będzie raczej negatywne. – To nie jest naszym priorytetem – mówił na początku czerwca.