Egipt kontra Turcja. Libia może się rozpaść

Wojna w Libii wkracza w decydującą fazę. Sąsiedni Egipt dał sobie prawo do interwencji. Nie zamierza pozwolić Turcji, by przejęła kontrolę nad libijską ropą.

Aktualizacja: 21.07.2020 21:19 Publikacja: 21.07.2020 18:34

Bojownicy walczący po stronie rządu w Trypolisie są już blisko Syrty

Bojownicy walczący po stronie rządu w Trypolisie są już blisko Syrty

Foto: AFP

Parlament w Kairze głosami wszystkich obecnych na sali posłów poparł w poniedziałek wieczorem wysłanie egipskich sił zbrojnych „za granicę", by bronić „narodowego bezpieczeństwa Egiptu". Nazwa Libii nie padła, ale to ona jest tą zagranicą. Prezydent Abd al-Fatah Sisi kilka dni wcześniej mówił, że jego kraj nie może się bezczynnie przyglądać, jak najgorsi wrogowie szykują się do ataku na Syrtę, kluczowe miasto do panowania nad libijskimi bogactwami.

Pod Syrtą stoją wspierane przez Turcję siły zbrojne rządu, który Sisi uważa za kontrolowany przez Bractwo Muzułmańskie. W Egipcie Bractwo, najważniejszą islamistyczną organizację na świecie, udało mu się rozbić za pomocą represji i uznania za terrorystów. Nie chce go teraz mieć tuż za granicą.

– Raczej nie będzie wojny Egiptu z Turcją na terenie Libii. Natomiast spodziewam się utrwalenia podziału Libii wzdłuż linii frontu między siłami wspieranymi z jednej strony przez Egipcjan, a z drugiej przez Turków, właśnie w okolicach Syrty. Podziału na wschód i zachód – mówi „Rzeczpospolitej" Richard Dalton, ekspert londyńskiego think tanku Chatham House, były ambasador Wielkiej Brytanii w Trypolisie.

Czyli będą dwie Libie? – Tak już było przed zjednoczeniem przez kolonialne Włochy i potem parę lat po drugiej wojnie światowej. Były nawet trzy – dodaje Dalton, mając na myśli Trypolitanię na zachodzie, Cyrenajkę na wschodzie i Fezzan na południu.

Bogactwa Libii, ropa i gaz, są przede wszystkim na wschodzie. Na razie sytuacja wygląda tak: zachód jest pod kontrolą rządu w Trypolisie, wschód zaś pod kontrolą konkurenta – generała Chalify Haftara, stojącego na czele Libijskiej Armii Narodowej. Nazwa jest myląca, bo nie jest to armia całego narodu.

Rząd w Trypolisie, znany pod angielskim skrótem nawiązującym do jedności narodowej – GNA, też nie jest uznawany przez cały naród, jest natomiast uznawany przez ONZ, co nie przeszkadza go zwalczać prominentnym członkom tej organizacji. Rosja, która wysyła najemników, szczodry sponsor Zjednoczone Emiraty Arabskie i właśnie Egipt popierają w tym konflikcie gen. Haftara. Podobnie było z Francją, ale teraz próbuje się przedstawiać jako neutralna.

Jeszcze na wiosnę wszystko wydawało się jasne, gen. Haftar kończył podbój całego kraju oblężeniem stołecznego Trypolisu. Jednak na pomoc GNA ruszyła Turcja. Dzięki niej na początku czerwca wojska Haftara musiały przerwać oblężenie, kolejne porażki wypychają je coraz bardziej na wschód.

GNA jest już na przedmieściach Syrty. Egipcjanie powiedzieli wprost: dla nich czerwona linia przebiega od tego miasta nad Morzem Śródziemnym do leżącej 280 km od niej na południe pustynnej bazy lotniczej Al-Dżufra.

Za tą linią są pola naftowe, ropociągi i porty z terminalami naftowymi As-Sidra, Raf Lanuf i Brega. Dziewięć lat tam temu w czasie rewolucji przeciw dyktaturze Muammara Kaddafiego o te tereny, jego rodzinne ziemie, toczyły się najzajadlejsze walki.

– Dlaczego w 2011 r. Egipt nie interweniował, a teraz chce? Ze względu na Turcję. Nie możemy pozwolić, by z pomocą najemników, terrorystów sprowadzonych z Syrii, przejęła libijskie surowce. Są tam też egipscy pracownicy – mówi „Rzeczpospolitej" Said Sadek, egipski politolog. Wyjaśnia też stanowisko Kairu w sprawie rządu w Trypolisie: wcale nie powinien być już uznawany za prawowity, bo powstał dzięki ONZ w 2015 roku tylko na dwa lata.

Jego zdaniem podział Libii na dwa lub więcej państw nie miałby wielkiego sensu, bo dobrze żyłoby tylko to, gdzie są bogactwa naturalne. Jednocześnie nie spodziewa się totalnej wojny egipsko-tureckiej, lecz „rozwiązania politycznego". – Może dojdzie do lokalnych starć. Zachód zaraz naciśnie hamulec i to przerwie – podkreśla dr Sadek.

– Trudno tak samo oceniać Turcję i Egipt. Turcja jest naszym sojusznikiem w NATO. Nie popieramy tego, co robi w Syrii, ani dzielenia wraz z rządem w Trypolisie wód Morza Śródziemnego, ale w Libii wspiera prawowity rząd, a Egipt nie. Oba kraje powinny opuścić Libię, ale na krótką metę rola Turcji w Libii wydaje mi się bardziej konstruktywna niż rola Egiptu – komentuje Brytyjczyk Richard Dalton.

Oficjalnie Zachód, i Unia Europejska, i USA, domaga się pozostawienia Libii Libijczykom, wycofania obcych sił, w tym Rosji. Turcy uważają jednak, że czują wsparcie Amerykanów. Po stronie GNA są też Włochy i pobliska Malta. Francja zaś twardo stoi na czele antytureckiego frontu i w UE, i w NATO.

Parlament w Kairze głosami wszystkich obecnych na sali posłów poparł w poniedziałek wieczorem wysłanie egipskich sił zbrojnych „za granicę", by bronić „narodowego bezpieczeństwa Egiptu". Nazwa Libii nie padła, ale to ona jest tą zagranicą. Prezydent Abd al-Fatah Sisi kilka dni wcześniej mówił, że jego kraj nie może się bezczynnie przyglądać, jak najgorsi wrogowie szykują się do ataku na Syrtę, kluczowe miasto do panowania nad libijskimi bogactwami.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Konflikty zbrojne
Ukraina otrzymała zgodę na atak. Wcześniej USA nie dawały zielonego światła
Konflikty zbrojne
Po dwóch latach wojny Szojgu mówi, że "Rosja nie miesza się w sprawy innych państw"
Konflikty zbrojne
Ukraina musiała wycofać czołgi Abrams z linii frontu
Konflikty zbrojne
USA kupują broń dla Ukrainy wartą miliardy dolarów
Konflikty zbrojne
Francja chce chronić igrzyska greckim systemem obrony powietrznej. Wystąpiła o pożyczkę