Prezydent Petro Poroszenko zażądał od parlamentu wprowadzenia w kraju stanu wojennego. Wśród jego rygorów jest obowiązkowa rejestracja rezerwistów i powołanie ich na ćwiczenia.
– Nie zamierzam na razie ogłaszać ani całkowitej, ani częściowej mobilizacji – zapewnił jednak.
Wszystko z powodu niedzielnego starcia w Cieśninie Kerczeńskiej – oddzielającej Krym od stałego lądu – trzech niewielkich ukraińskich okrętów wojennych (w tym jednego holownika) z czterema rosyjskimi, które uniemożliwiały im przepłynięcie na Morze Azowskie. W rezultacie kilku ukraińskich marynarzy zostało rannych, wszystkie trzy okręty – zdobyte przez Rosjan, a ich załogi (23 ludzi) znalazły się w niewoli.
– To nie był przypadek. W Kijowie wiedziano, że jest ryzyko i że Rosja będzie utrudniała przejście, ale nikt nie sądził, że Moskwa zachowa się aż tak nienormalnie – mówi „Rzeczpospolitej" ukraiński ekspert wojskowy Ołeksij Arestowycz.
Zgodnie z ukraińsko-rosyjską umową z 2003 roku okręty wojenne obu krajów mają prawo swobodnego przepływania przez cieśninę. – Od czasu zbudowania mostu Krymskiego Rosja zaczęła kontrolować Cieśninę Kerczeńską przy pomocy wojska. Jednocześnie ogranicza ruch statków w kierunku Morza Azowskiego – tłumaczy „Rzeczpospolitej" ukraiński ambasador w Warszawie Andrij Deszczyca.