Sondaże nie są i nie powinny być traktowane jako prawda objawiona, lecz raczej jako sygnał albo obraz rzeczywistości, który utrwalił się w świadomości społecznej. Najnowszy sondaż IBRiS jest dla polskiego Kościoła bardziej niż alarmujący. 35 proc. ankietowanych ma do Kościoła stosunek pozytywny, 32 proc. negatywny, a 31 proc. neutralny. Można więc w pewnym uproszczeniu powiedzieć, że Polacy dzielą się na trzy mniej więcej tej samej wielkości części – życzliwą, wrogą i obojętną wobec Kościoła.

Gdyby ktoś chciał ten wynik uznać za zadowalający, powinien przejrzeć wyniki w poszczególnych grupach wiekowych. Okazuje się, że spośród osób przed trzydziestką pozytywny stosunek do Kościoła ma mniej niż co dziesiąty Polak. Wśród badanych w wieku 30–39 lat ten wynik to zaledwie 15 proc. Dla porównania: negatywny stosunek do tej instytucji ma niemal 40 proc. 30-latków i ponad 45 proc. Polaków przed trzydziestką. To oznacza, że Kościół, delikatnie rzecz ujmując, ma dość ograniczoną szansę na nawiązanie relacji z osobami urodzonymi po 1980 r. To smutny paradoks, że pierwsze pokolenie, które religii uczyło się już wyłącznie w szkole, ma do Kościoła tak chłodny stosunek. A może te zjawiska są związane?

Kolejnym czynnikiem ryzyka jest niezwykle silne uwarunkowanie oceny Kościoła poglądami politycznymi. Dobrze ocenia go 74 proc. wyborców PiS i jedynie 19 proc. elektoratu Koalicji Obywatelskiej. Dobra ocena wśród sympatyków Lewicy czy osób, które w wyborach prezydenckich wspierały Roberta Biedronia, jest mniejsza niż błąd statystyczny. To pokazuje, że partia rządząca i Kościół traktowane są niemal jak monolit.

To zaś oznacza, że Kościół stoi przed alternatywą: albo dalej udawać, że nic się nie stało, że skandale pedofilskie to atak na Kościół, a pytania o rolę kard. Stanisława Dziwisza w ich ewentualnym tuszowaniu to atak na pamięć po Janie Pawle II, i patrzeć, jak biologia rozprawia się z demograficznym przekrojem jego wiernych, albo też podjąć działania, które będą prowadzić do odzyskania wiarygodności. I nie chodzi tu wyłącznie o PR, o wynajęcie agencji polepszającej wizerunek, ale o to, by ci, którzy dziś jeszcze są wobec Kościoła neutralni, nie przeszli za chwilę do obozu jego wrogów. I by dzisiejsi 30- czy 40-latkowie mogli uwierzyć, że Kościół jest miejscem, gdzie ich dzieci poznają wiarę i dobro, a nie miejscem, gdzie może je spotkać krzywda.