Gdy w październiku 2016 r. wystraszone ulicznymi protestami Prawo i Sprawiedliwość wyrzucało do kosza obywatelski projekt ustawy komitetu „Stop aborcji", który zakładał wprowadzenie całkowitego zakazu przerywania ciąży, ówczesna premier Beata Szydło złożyła w Sejmie trzy obietnice dotyczące ochrony życia. Zapowiedziała uruchomienie programu „Za życiem", środki na jego realizację oraz to, że rząd przeprowadzi „kompleksową, szeroko zakrojoną akcję informacyjną, społeczną, wspierającą i promującą ochronę życia". Prawdą jest, że mam w ostatnim czasie niewielkie problemy ze wzrokiem, ale „szeroko zakrojoną" akcję na pewno bym zauważył. Nie zauważyłem. A od obietnicy miną wkrótce trzy lata (debata odbyła się 6 października 2016 r.).

Od tamtego czasu na PiS parę razy naciskano, by zrobiło coś w kwestii ochrony życia. Obrońcy życia przy dużym poparciu Episkopatu Polski złożyli kolejny projekt. Tym razem ograniczający się tylko do zakazu aborcji eugenicznej. Jarosław Kaczyński obiecywał w kwietniu 2017 r. na łamach „Gościa Niedzielnego", że zakaz ten „ma szanse na wprowadzenie w stosunkowo nieodległym czasie, choć w nieco inny sposób, niż próbowano do tej pory". Ale PiS utopiło projekt w sejmowych komisjach. Podobnie jak dotyczący domniemanej niekonstytucyjności aborcji eugenicznej wniosek grupy posłów do Trybunału Konstytucyjnego, który nie doczekał się nawet wyznaczenia terminu rozpatrzenia.

W programie na tegoroczne wybory PiS zapisało jednak, że życie jest wartością nadrzędną i trzeba go bronić. Jednocześnie Mateusz Morawiecki w rozmowie z „Gościem Niedzielnym" stwierdził, że próby zmiany obowiązującego teraz tzw. kompromisu aborcyjnego polaryzują Polaków. „Być może ten kompromis nikogo nie satysfakcjonuje, ale nie udało się wypracować lepszego" – wyjaśnił premier. Oznacza to, że partia rządząca temat odpuściła i nie będzie go w nadchodzącej kadencji podejmować. Co dalej? Szef rządu twierdzi, że trzeba, by PiS podjęło „próbę odmienienia sumień tych ludzi, którzy w kwestii życia nie podzielają" wartości członków tego ugrupowania.

Nie wiem, czy premier wierzy w to, co mówi, ale jeśli próba „odmienienia sumień" ma wyglądać tak jak „szeroko zakrojona" akcja informacyjna lub wprowadzenie zakazu „w stosunkowo nieodległym czasie", to lepiej nie otwierać ust, a formację sumień zostawić innym. W kwestii aborcji politycy PiS nie powinni się już więcej wypowiadać.