Wyrok SN w sprawie przeciw Press-Service Monitoring Mediów to nie pierwsze orzeczenie w sprawie press clippingu, ale ze względu na swą jednoznaczność i rangę sądu może mieć dla branży prasowej fundamentalne znaczenie. Sąd wypowiedział się na rzecz tytułów prasowych, kwestionując popularny do niedawna model biznesowy firm, które sprzedawały odbiorcom treści zaczerpnięte nielegalnie z gazet. Orzeczenie, wynika to wyraźnie z treści wyroku, nie wyklucza cytowania nawet dłuższych fragmentów tekstów, niemniej publikacje firm pressclipperskich muszą mieć charakter twórczy. Dotyczy to w pierwszej kolejności odpłatnych przeglądów prasy, ale – bez wątpienia – można je odnieść również do wszelkich kompilacji czy serwisów tematycznych. Wyrok, co warto podkreślić, nie zakazuje dzielenia się tekstami na portalach społecznościowych, a zatem nie ogranicza praw zwykłych internautów.

Główną intencją orzeczenia jest ochrona interesów twórców i właścicieli utworów, którzy dotąd w walce z press clipperami stali na przegranych pozycjach. Z perspektywy wydawców czy dziennikarzy wypada powiedzieć, że czekaliśmy na taki wyrok SN od bardzo dawna. Jeśli linia orzecznicza wytyczona przez SN zostanie przyjęta przez sądownictwo powszechne, dochodzenie przez wydawców odszkodowań od okradających ich „pośredników" będzie w końcu skuteczne, a firmy pressclipperskie będą musiały zacząć nabywać prawa do wykorzystywanych tekstów w sposób legalny. To szczególnie istotne dla branży prasy codziennej, która od lat boryka się ze spadającymi nakładami i malejącymi wpływami z reklamy.

Eksperci twierdzą, że nielegalny press clipping co roku powoduje straty liczone w milionach złotych. Dzięki wyrokowi SN przynajmniej część tych pieniędzy będzie miała szansę zasilić budżety redakcyjne, co – osobiście nie mam w tej sprawie wątpliwości – przełoży się na jakość polskiej prasy.