Stały się elementem kalkulacji, wsłuchiwania w głos elektoratów, tych swoich, twardych, i tych, które można by podebrać przeciwnikom. Czy ograniczanie dostępu do różnych dóbr tym, którzy nie chcą się szczepić, jest dla nas korzystne wyborczo czy nie? – to pytanie stawia sobie wielu liderów. Choć, nie tracę nadziei, może są też tacy, którzy wolą stracić władzę, niż narazić obywateli na śmierć lub cierpienie z powodu chorób, których nie będzie gdzie leczyć, bo szpitale się zatkają od niezaszczepionych na covid. Albo na utratę pracy z powodu totalnego lockdownu, który grozi, jeżeli niezaszczepionych pozostanie zbyt wielu.

Na trendsettera w dziedzinie restrykcji wobec niezaszczepionych wyrósł Emmanuel Macron, którego w przyszłym roku czeka walka o reelekcję. I już wiele uzyskał, protestów w kraju rewolucji nie widać. Przeciwnie, Francuzi rzucili się do zapisywania na antycovidowe zastrzyki, by nie objął ich zapowiedziany zakaz spędzania czasu w kawiarni czy jeżdżenia pociągami, a nawet własnymi samochodami na dłuższych trasach dla tych, co nie przeszli szczepień czy nie mają negatywnego testu. Dzięki decyzji Macrona Francja nagle wyprzedziła Stany Zjednoczone pod względem liczby całkowicie zaszczepionych. Dała radę mocarstwu z drugiej strony Atlantyku, które zaczęło oferować wakcyny wcześniej i bardzo szybko. Pokonanie tej okropnej Ameryki – to dla wielu Francuzów powód do dumy. Zwłaszcza że przedtem było im wstyd, że francuski przemysł nie poradził sobie z wyprodukowaniem własnego preparatu antycovidowego.

Jeszcze wcześniej niż Francję, już za dwa miesiące, ważne wybory czekają Niemcy. Kraj ceniący swobodę, co widać po kłopotach z wprowadzeniem ograniczeń prędkości na autostradach. Zazwyczaj niechęć do szczepień i – to się zazwyczaj łączy – do restrykcji kojarzy się z partiami antyestablishmentowymi. Niemcy pokazują, że to nie do końca prawda. Owszem, tę niechęć na sztandary wyciąga tak właśnie określana Alternatywa dla Niemiec. Ale podobną postawę prezentuje też całkiem spora część elektoratów innych partii – od liberalnej po postkomunistyczną. Nawet wśród liderów CDU i CSU panują różne opinie na temat tego, czy dawać przywileje tym, co dostali zastrzyk. Niemieckim anty-Macronem jest prawdopodobny przyszły kanclerz Armin Laschet. Spory mogą się jeszcze toczyć, bo wybory do Bundestagu są na tyle blisko, że wariant Delta i następne nie pokażą jeszcze, na co je stać.

Jeżeli, pewnie jesienią i zimą, media wrócą do pokazywania zapełniających się błyskawicznie cmentarzy i informowania o ludziach, którzy zmarli, bo nie było ich jak ratować, wzrośnie wyborcze znaczenie tematu. Mam wrażenie, że Macron dobrze wykalkulował.