Polska jeszcze nigdy nie była tak blisko wyjścia z Unii. Nie dlatego, że taki jest zadeklarowany plan polskich władz albo że chce tego europejska centrala, ale dlatego, że w tym kierunku coraz mocniej prowadzi logika wydarzeń, na które ludzie myślący racjonalnie mają coraz mniejszy wpływ.

Podobnie było w Wielkiej Brytanii. Zaczęło się niewinnie: w styczniu 2013 roku premier David Cameron obiecał Brytyjczykom referendum w sprawie członkostwa w UE, jeśli wygra następne wybory. Chciał w ten sposób zmarginalizować eurosceptyczne skrzydło swojej partii oraz otwarcie antyeuropejskie ugrupowanie UKIP Nigela Farage'a. Premier był pewny, że wybory przegra. No i warunki, na jakich funkcjonowało w Unii królestwo, były tak doskonałe, że kto by je odrzucił? Stało się inaczej. Cameron wybory wygrał. Górę wziął też populizm i demagogia, slogan o przywróceniu kontroli granic Wielkiej Brytanii, która jak żaden inny kraj zbudowała potęgę na otwartości na świat. Pod to podłączyli się oportuniści, jak Boris Johnson.

Dziś także istota sporu Polski z Unią nie ma nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem. Chodzi wszak o reformę wymiaru sprawiedliwości, która ani nie uczyniła sądów sprawniejszymi, ani bardziej uczciwymi. A mimo to, jakby już cena polityczna, jaką przyszło już zapłacić państwu za pomysły Zbigniewa Ziobry, nie była katastrofalna, to premier chce dziś udowodnić, że w tej sprawie prawo krajowe ma prymat nad europejskim. Mateusz Morawiecki, jak niegdyś Cameron, zamierza skontrować radykałów w PiS i Konfederację (polski UKIP) i utrzymać się jeszcze trochę u władzy.

Brexit był też wynikiem bezwzględnej postawy Unii, w szczególności odmowy ze strony Angeli Merkel ustępstw w sprawie warunków migracji na Wyspy w imię obrony spójności jednolitego rynku, paradoksalnie daru Margaret Thatcher dla Wspólnoty. Dziś podobnie Parlament Europejski oczekuje od Komisji Europejskiej ostrego kursu wobec Polski z tym większym radykalizmem, że odpowiedzialność eurodeputowanych za dalszy bieg wydarzeń jest żadna. Amunicji dostarcza mu zresztą z każdym dniem PiS, otwierając nowe fronty sporu, w szczególności o TVN i wolność mediów. Dlatego wbrew ustaleniom grudniowego szczytu przywódców Unii wstrzymanie wypłat Funduszu Odbudowy dla naszego kraju w najbliższych miesiącach staje się coraz bardziej realne. To, razem z odrzuceniem prymatu prawa europejskiego, może oznaczać przekroczenie linii, zza której nie ma już powrotu. Znaczna część opinii publicznej w Polsce odwróci się przecież wtedy od Unii, PiS uzna, że Bruksela chce go pozbawić władzy i będzie rywalizować na radykalizm z Konfederacją. A i Merkel, która długo była gwarantem utrzymania Unii w obecnych granicach, będzie na politycznej emeryturze.

Ale jest też między brexitem i polexitem zasadnicza różnica. Poza Wspólnotą Wielka Brytania pozostaje jednym z najbardziej wpływowych i bezpiecznych krajów świata. Polskę czeka los Ukrainy.