Trudno wyobrazić sobie mniej stosownego patrona do pomysłu rozmontowania Polskiej Akademii Nauk niż Mikołaj Kopernik. Ten naukowiec i intelektualista, niepokorny kanonik bez wyższych święceń kapłańskich, niedochowujący celibatu ani nieustający w dążeniu do prawdy wbrew Kościołowi, raczej nie byłby podatny na argumenty ministra Przemysława Czarnka. Ani też – jako naukowiec – zapewne by się go nie przestraszył. Nie bez powodu jego główne dzieło „O obrotach sfer niebieskich" na kościelnym indeksie było obecne aż do 1822 r. I nie bez powodu po śmierci Kopernika w jego księgozbiorze wśród dzieł naukowych znaleziono pozycję na owe czasy dość ryzykowną: traktat Pico della Mirandoli pt. „Mowa o godności człowieka". Był to manifest humanizmu, który przenikał rozmaite dziedziny nauki i sztuki. „Autor zawarł w nim renesansową koncepcję człowieka jako osoby wolnej, twórczej, wszechstronnej, a także pojęcie historii rozumianej jako badanie procesów przemian, czyli także postępu" [cyt. za prof. Andrzejem Radzimińskim UMK, Zapiski Historyczne]. Mam nieodparte wrażenie, że to dzieło nie zostałoby dopuszczone do użytku przez szkolną dziatwę przez obecnego ministra edukacji i nauki.

Musi więc chodzić o przymiotnik „narodowy", czyli żeby nam Niemcy tego obywatela Prus Królewskich nie ukradli. Cóż, że matka z domu była Watzenrode, zupełnie tak samo jak wpływowy wuj, pomagający zdolnemu duchownemu w robieniu kariery. A może to jednak polskie nazwisko? I teraz, dzięki studiom historycznym w Międzynarodowej Akademii Kopernikańskiej, uda nam się to wreszcie udowodnić? Tylko dlaczego Akademia ma być międzynarodowa, skoro program ma być narodowy? Nieważne. Istotne jest to, że 50 uczonych Międzynarodowej Akademii będzie powoływanych przez premiera, który obsadzi także, na wniosek Prezydium Akademii, stanowisko sekretarza generalnego tej uczelni.

I w tym punkcie cała sprawa się wyjaśnia: należy bowiem uczyć się na błędach przeszłości i nie stosować słusznie minionej cenzury, czy to kościelnej, czy państwowej. Wystarczy, by władza decydowała, kto może liczyć na obfite dofinansowanie, kto ma mieć dostęp do grantów, projektów i programów. Wtedy treść dzieła sama z siebie dostosuje się do oczekiwań mecenasów. A naukowcy tak już ułożą egzaminy dla 100 studentów rocznie zdających do owych Grandes Écoles, by nigdy nie wątpili oni w polskość Kopernika i nieomylność ministra. Tym bardziej że zostanie też ustanowiony specjalny Fundusz Akademii Kopernikańskiej. Zrzucą się nań, w imię licencji na naukę, oczywiście spółki Skarbu Państwa. W kasie ma się znaleźć ponad 60 mln zł.

Do rozstrzygnięcia pozostaje kwestia stołówki w Polskiej Akademii Nauk, tej na ostatnim piętrze z widokiem na pomnik Kopernika. Żadne bowiem ministerialne miliony nie pomogą w stworzeniu innego miejsca, w którym pierogi smakują aksjologią.