Formalnie kampania wyborcza zaczęła się w środę o godzinie 11.00, w chwili gdy marszałek Sejmu Elżbieta Witek ogłosiła termin wyborów prezydenckich – 28 czerwca. Ale już od kilku dni coraz mocniej krystalizowała się oś podziału w tych wyborach. Choć Rafał Trzaskowski wszedł do wyścigu zaledwie dwa tygodnie temu, to on jest dziś głównym rywalem urzędującego prezydenta Andrzeja Dudy. I to zapewne między nimi rozegra się ostateczna rozgrywka. Będzie to nie tylko starcie dwóch osobowości, ale także spór o drogę rozwoju, którą ma podążać Polska.

Poprzednia kandydatka KO Małgorzata Kidawa-Błońska nie potrafiła w atrakcyjny sposób przekazać swojej wizji przyszłości. Za to Trzaskowski i jego doradcy szybko pokazali, o jaką Polskę im chodzi. Prezydent Warszawy odwołuje się do kryzysu spowodowanego pandemią i zaproponował wizję „nowej solidarności”. Chce odłożenia tego, co nazywa pisowską gigantomanią, i przesunięcia funduszy z wielkich projektów infrastrukturalnych na rozruszanie gospodarki i pomoc dla najbardziej poszkodowanych kryzysem. Mówiąc, że często od Polaków słyszy hasło „mamy dość”, chce stanąć na czele ruchu buntu przeciwko obecnej władzy. Potencjał ruchów protestu widać na całym Zachodzie, szczególnie w Stanach Zjednoczonych. Trzaskowski stawia właśnie na ten społeczny bunt przeciw podziałom, propagandzie, arogancji władzy itp. To swoisty paradoks, że kandydat partii, która jeszcze pięć lat temu uchodziła za symbol establishmentu, dziś mówi „mamy dość” i chce „nowej solidarności”.

Ale to odwrócenie ról wynika z pozycji, jaką dziś zajmuje PiS. Ugrupowanie, które w 2015 r. kanalizowało społeczny bunt i zniecierpliwienie ośmioma latami budowy przez PO autostrad i lotnisk, obiecywało ambitne projekty społeczne, samo znalazło się w miejscu partii establishmentowej. Nie może się już odwoływać do buntu, jedyne, co może zaoferować, to rozbudzenie narodowych ambicji. Stąd wizja wielkich inwestycji publicznych, które mają rozruszać gospodarkę i nasycić narodową dumę. Przypomina to kampanię Platformy sprzed lat, gdy Donald Tusk na plakatach obiecywał budowę autostrad, mostów i stadionów.

I na tym będzie polegał wybór, przed którym Polacy staną za trzy i pół tygodnia. Wybór między inwestycjami w lepsze projekty infrastrukturalne a budową lepszego, mniej podzielonego społeczeństwa. Oba sztaby powołują się na badania, które mają dowieść, że ich wizję popierają Polacy. Ale o tym nie zdecydują sondaże, tylko zdecydujemy my wszyscy 28 czerwca.