„Gdzieś zabłąkany świszcze po drogach wiatr, a drogi nasze błotniste i całe drżące w drzewach...” – Stanisława Śledziejowska-Osiczko, była więźniarka obozu w Ravensbrück i ofiara przeprowadzanych w nim eksperymentów medycznych, kilka razy przerywała recytację wiersza Grażyny Chrostowskiej, młodej poetki z Lublina.
Spotkaliśmy się kilka miesięcy przed śmiercią pani Stanisławy – we wrześniu 2016 r. Zbliżała się do 92. roku życia. Od rozstrzelania Chrostowskiej w Ravensbrück minęły wtedy 74 lata, a pani Stanisława nie była w stanie wyrecytować jej wiersza.
Przeczytaj też: Skutki paktu Ribbentrop-Mołotow odczuwamy do dzisiaj
Urodzona w 1921 r. Chrostowska wraz ze starszą siostrą Apolonią należały do zespołu międzyszkolnego miesięcznika „W Słońce”. Jego założycielem był Józef Łobodowski – później uznany poeta. Na jego łamach publikowali m.in. Jerzy Pleśniarowicz (po wojnie reżyser teatralny), Zygmunt Mikulski, Igor Siekierycki, Zygmunt Kałużyński, Anna Kamieńska. Tam zadebiutowała, mając niespełna 15 lat, rówieśnica Grażyny Chrostowskiej – Julia Hartwig.
Chrostowska też była poetką. Właściwie cała jej twórczość – 59 wierszy – datuje się na okres wojenny. Krótki, przerwany tragiczną śmiercią w połowie kwietnia 1942 r. w Ravensbrück. Zapisane na niewielkich karteczkach wiersze, które literaturoznawcy zaliczają dziś do twórczości ostatniego pokolenia awangardy międzywojennej, ocaliły obozowe koleżanki. One też zadbały o to, by o młodej poetce z Lublina nie zapomniano. I choć jej wierszy w antologiach nie ma, przynajmniej w rodzinnym mieście pamięć o niej trwa.