Jego odwołanie to konsekwencja jednego z największych kryzysów politycznych w tym roku. Ale w Sejmie niewielu jest polityków, którzy by żałowali tego, że odchodzi. - Zasłużył sobie na to - powtarzają posłowie opozycji. Co ciekawe, podobnie w tym tygodniu mówili nieoficjalnie politycy PiS. Bo wielu z nich też już uznało, że z przyczyn politycznych nie ma już innego wyjścia, by ugasić aferę. Marszałka nie żałuje w zasadzie nikt. Ale to też konsekwencja ostatnich czterech lat i stylu, w jakim Kuchciński pełnił swoją funkcję.

Kluczowym momentem, który zdefiniował obraz marszałka na kolejne lata były wydarzenia w Sejmie związane z próbą wprowadzenia nowych restrykcji dla mediów. Okupacja sali sejmowej, która była konsekwencją tzw. "puczu grudniowego" lub "kanapkowego" (takimi terminami posługiwali się głównie politycy PiS) zapisała się trwale w historii polskiego parlamentaryzmu. Wtedy okazało się jednoznacznie, że marszałek nie potrafi działać w warunkach kryzysowych, jego brak opanowania i wykluczenie z obrad posła Michała Szczerby rozpoczęły cały kryzys. Utrwalił się też system prowadzenia obrad: najważniejsze głosowanie w nocy, arogancja, wyłączanie mikrofonów arbitralne kary dla posłów opozycji - w tym zwłąszcza dla Sławomira Nitrasa. Oczywiście o te sprawy nie można było marszałka zapytać. Konferencje prasowe przed posiedzeniami - które organizował np. Radosław Sikorski - odeszły do przeszłości. Kuchciński zniknął z mediów niemal całkowicie. Pojawiał się sporadycznie w TVP, w trakcie swojej kariery udzielił niewielu wywiadów prasowych. Za to jego oczkiem w głowie stał się projekt "Europa Karpat" i wspólpraca międzyregionalna, miedzynarodowa na Podkarpaciu. To w zasadzie jedyna rzecz, za którą politycy opozycji byliby gotowi marszałka pochwalić. Ostatnia lata to też coraz większa celebracja. Tak jak w namiocie postawionym z okazji 550-lecia parlamentaryzmu. "Rzeczpospolita" ujawniła jego koszt: ponad milion złotych.

Sejm Kuchcińskiego to też coraz bardziej oblężona twierdza. Trwałym symbolem całej kadencji stały się barierki okalające budynek parlamentu. Grodzenie następowało też wewnątrz: sukcesywnie odcinano dziennikarzom dostęp do kolejnych miejsc w gmachu. Zmieniały się za to mundury i wyposażenie straży marszałkowskiej, która towarzyszyłą marszałkowi. Straż zyskała szable i nowe uprawnienia, o czym wielokrotnie pisała "Rzeczpospolita". Wszystkie te grzechy punktował poseł Sławomir Nitras w swoim sejmowym wystąpieniu w trakcie debaty nad powołniem następcy Kuchcinskiego. W Sejmie mało kto jednak spodziewa się, że bardzo dużo zmieni się na lepsze po tym, jak swoją funkcję obejmie Elżbieta Witek. Ale nawet niektórzy politycy PiS w kuluarach przyznają, że na koniec kadencji przydałby się nowy początek - jeśli chodzi o komunikację, styl i transparencję. I nie tylko.