Tak właśnie należy rozumieć ogłoszone przez premiera Mateusza Morawieckiego propozycje zmian w konstytucji i nowego podatku solidarnościowego, z którego miałaby zostać sfinansowana pomoc dla rodzin dzieci niepełnosprawnych. Nie da się zmienić konstytucji bez udziału opozycji, wobec czego na pewien czas tematem będzie nie to, co rząd zrobił, by pomóc rodzinom osób wymagających większej opieki, lecz to, jak zachowa się opozycja. Gdy odmówi ona udziału w konsultacjach nad zmianą konstytucji lub gdy będzie głosować przeciwko nowym podatkom, politycy PiS będą mogli ogłosić, że polityczni przeciwnicy chcieli wykorzystać protest rodziców w Sejmie do uderzenia w rząd, sami zaś nie chcą im pomagać.

Tę samą strategię PiS zastosował, gdy trzy tygodnie temu Jarosław Kaczyński postanowił odwrócić uwagę od nagród dla ministrów rządu Beaty Szydło, ogłaszając obniżkę uposażeń posłów i senatorów o 20 proc. I znów zamiast o rozwiązanie problemu chodziło raczej o to, by zastawić pułapkę na opozycję. Głosując przeciwko obniżeniu wynagrodzenia parlamentarzystów, dałaby ona – w zamierzeniu PiS – popis hipokryzji.

Ala taka strategia rządu może działać wyłącznie na krótką metę. Nie da się – posiadając pełnię władzy – nieustannie obarczać odpowiedzialnością za każde niepowodzenie opozycji. Obywatele doskonale wiedzą, że to Prawo i Sprawiedliwość ponosi odpowiedzialność za to, co dzieje się w państwie, i to polityków tej partii rozliczą z efektów rządzenia. Opozycja – głównie Platforma i PSL – zostały już za swoje rządy ukarana przez wyborców w 2015 roku.

Ale w działaniu PiS tkwi jeszcze jedno duże ryzyko. Strategia polegająca na sięganiu przez rządzących po populistyczne chwyty ma krótkie nogi. Tydzień temu PiS na konwencji obiecywał Polakom nowy zastrzyk gotówki do kieszeni. Skoro 500+ dało wysokie poparcie, to rząd postanowił odpowiedzieć na sondażowe problemy rozdawaniem pieniędzy. Rodziny niepełnosprawnych słyszą, że budżet ma się świetnie, gospodarka rośnie, rząd rozdaje pieniądze, a ich sytuacja – mimo protestu sprzed trzech lat – jest wciąż bardzo trudna. Nic dziwnego, że mówią „sprawdzam” i również wyciągają rękę po swoje. Prawo i Sprawiedliwość wpadło we własne sidła, a w kolejce czekają kolejne grupy społeczne, które domagać się będą wsparcia lub podwyżek.

Tymczasem budżet nie jest z gumy, a opozycja – nie ponosząc odpowiedzialności za sytuację finansową państwa – zawsze może przebić rząd w obietnicach. Dlatego przekształcenie politycznej debaty w licytację na populizm to dla PiS wielkie ryzyko. A jeszcze większe dla stanu finansów publicznych. ©?