Mecenas widocznie nie jeździ metrem i nie widział rozwieszonych na stacjach – ale nie tylko na nich - billboardów informujących o tym, ile tysięcy mieszkań socjalnych przyznała potrzebującym Hanna Gronkiewicz-Waltz od 2006 r. To oczywiście wizerunkowa odpowiedź warszawskiego ratusza na aferę reprywatyzacyjną.

We wtorek Giertych popełnił na Twitterze następujący wpis: „Do HGW: dostałem apelację od wyroku przyznającego najem 18-metrowego mieszkania dla 86-letniej wdowy po Powstańcu. Upadliście na głowę?” (pisownia oryginalna). Wyjaśnijmy - tę apelację wniósł Prezydent Miasta Stołecznego Warszawy. Oczywiście nie „HGW” osobiście, ale jej urząd. Czyli ten wrażliwy społecznie warszawski ratusz uważa, że 86-letniej wdowie po powstańcu nie przysługują luksusy... 18-metrowego mieszkania.

Brawa dla mecenasa, bo jednym tweetem wygrał kolejną sprawę. W środę pochwalił się, że właśnie rozmawiał z wiceprezydentem Michałem Olszewskim. Po tej rozmowie wyraził nadzieję, że miasto „zmieni stanowisko i wycofa się z apelacji w sprawie wdowy po powstańcu”. Po czym rzeczywiście ratusz się wycofał. Tylko czy teraz, podobnie jak chociażby Jan Śpiewak, działacz miejski walczący z warszawską mafią reprywatyzacyjną, Roman Giertych nie zostanie nazwany „narzędziem w rękach PiS”?

Faszysta, katol, talib...  Czy nie tak właśnie jeszcze niedawno wyrażały się o nim liberalne autorytety?