Jest zaś tylko uporczywa walka o zachowanie urzędu, połączona z obserwowaniem, który z podwładnych czy z oficjalnych sojuszników (republikanów) przechodzi na drugą stronę. W tym czasie przeciwnicy rozpalają już pod kotłami, w których chcieliby przygotować impeachment. Zresztą te kotły czekały od ponurej dla nich listopadowej nocy, w czasie której dowiedzieli się o porażce Hillary Clinton.

Niestety, w najważniejszym państwie świata w tym samym czasie zaszło kilka niepokojących zjawisk. Po pierwsze, prezydent robi wszystko, by przeciwnicy nie przestali marzyć o usunięciu go ze stanowiska. W nietypowy sposób walczy ze służbami specjalnymi i prowadzi dziwny flirt z Rosjanami, którym właśnie ujawnił najtajniejsze informacje o terrorystach z tzw. Państwa Islamskiego. Trudno go też oderwać od Twittera, na którym rozprawia się z wrogami w nieprezydencki sposób. Po drugie, FBI po nagłym odwołaniu swojego szefa Jamesa Comeya najwyraźniej postanowiło zawalczyć z prezydentem.

Po trzecie, niekonwencjonalnie zachowują się przeciwnicy Trumpa. Przykładem jest Anne Applebaum, dotychczas błyskotliwa publicystka. Na łamach "Washington Post" z naiwnością licealistki zaatakowała Trumpa za to, że ściskał się z szefem rosyjskiej dyplomacji Ławrowem, podczas gdy w Rosji prześladowany jest opozycjonista Ildar Dadin. Oczywiście, to ładnie, że komentator ujmuje się za losem uwięzionego. Lecz trudno uznać za niesłychane, że przywódca zachodniego kraju miło gawędzi z przedstawicielem kraju, w którym dręczy się przeciwników politycznych. Kanclerz Merkel miło się uśmiechała podczas spotkań z prezydentem Erdoganem, choć ten trzymał w więzieniach tysiące opozycjonistów i około setki kolegów po fachu Anne Applebaum, dziennikarzy.

W uchodzącej za pragmatyczną Ameryce rządzi teraz mieszanka emocji, namiętności, pragnienia odwetu. Ogląda się to ciekawie, ale autorytet USA i Zachodu na tym nie zyskuje.