Kampania wcale nie była tak emocjonująca i pełna zwrotów akcji, jak można było oczekiwać. Rację mieli ci, którzy przewidywali, że kluczowy dla wyniku wyborów krajowych będzie wynik wyborów europejskich, które PiS pewnie wygrał. Można nawet stwierdzić, że mieliśmy do czynienia z ich drugą turą. PiS nie przespał ani jednego dnia kampanii – narzucił swoją narrację, agendę tematyczną i temperaturę sporu. I też konsekwentnie nie przejmował się swoimi problemami – lotami Marka Kuchcińskiego, aferą hejterską w Ministerstwie Sprawiedliwości czy kłopotami nowego szefa NIK.

Na tym tle tym gorzej wypada wynik opozycji. Koalicja Obywatelska roztrwoniła swój kapitał – wszak dostała, jak wynika z exit polls, mniej głosów niż cztery lata temu Platforma i Nowoczesna razem wzięte. To sygnał, że czas liberalnej opozycji pod wodzą Grzegorza Schetyny powoli mija. KO nie udało się przebić z własnym pomysłem na Polskę, nie udało się zdominować kampanii. Nawet poważne skandale nie były w stanie odebrać partii Jarosława Kaczyńskiego zwycięstwa. To znak, że PiS zmienił w międzyczasie reguły gry – przede wszystkim za pomocą polityki społecznej – a opozycja to, zresztą nie tylko to, całkiem przespała.

Przeciwnicy PiS będą mieli teraz twardy orzech do zgryzienia. Bez względu na to, czy się z werdyktem wyborców zgadzamy czy nie, rekordowa frekwencja to znak, że Polacy postanowili wziąć sprawy we własne ręce. Daje to zwycięzcy naprawdę silny mandat. Ale równocześnie liderzy Prawa i Sprawiedliwości muszą pamiętać, że Polska jest dziś głęboko podzielona. A 55 proc. głosów padło na partie, które zażarcie PiS krytykowały – i to z każdej strony. Silny mandat do rządzenia nie oznacza, że ci, którzy nie głosowali na PiS, nagle z Polski wyjadą. Nie, to ich ojczyzna i PiS – choć może śnić o tym, by zbudować własne elity, by mieć jeszcze większe poparcie – musi się z tym pogodzić.

Tym bardziej że tym razem będziemy mieli do czynienia z bardzo pluralistycznym Sejmem. Jeśli potwierdzi się wynik Konfederacji, znajdzie się w nim całe polityczne spektrum. To daje szansę na to, że Sejm znów stanie się areną politycznego sporu i będzie się w nim toczyć dyskusja pomiędzy rządzącą PiS, lewicą, liberałami, umiarkowaną ludową chadecją i nacjonalistyczną prawicą.

Liderzy PiS przekonują, że wygrali wybory, bo Polacy uznali ich za partię wiarygodną. Ta wiarygodność może się okazać największym problemem zwycięzców. Jeśli PiS wróci do pomysłów dokończenia rewolucji w wymiarze sprawiedliwości, wzięcia pod but mediów, piętnowania przeciwników obecnej władzy czy wymiany elit, może nas czekać kolejna kadencja pełna gorących sporów i awantur. Pytanie, czy rzeczywiście tego dziś potrzebuje Polska, gdy nad horyzontem widać coraz więcej ciemnych chmur – począwszy od widma spowolnienia gospodarczego po zaognioną sytuację na Bliskim Wschodzie.