Polska ma najdroższą w całej Unii Europejskiej energię elektryczną oferowaną na rynku hurtowym, czyli dla przedsiębiorstw. Dzieje się tak dlatego, że ponad 70 proc. energii otrzymujemy ze spalania węgla. Nie dość, że nasz rodzimy węgiel jest znacznie droższy od tego z importu, to jeszcze za puszczanie z dymem czarnego złota obciążani jesteśmy opłatami za emisję CO2. Jakby tego było mało, w 2016 r. rząd Zjednoczonej Prawicy zablokował rozwój energetyki wiatrowej na lądzie, bo jak twierdzili ówcześni urzędnicy resortu energii, „wiatraki obniżają rentowność bloków węglowych". Tak, to prawda, tańsza energia wypiera tę droższą, bo energia z wiatru jest najtańszym źródłem energii na rynku. Niestety, nikt nie rozumiał wówczas, że konserwowanie „czarnej" energetyki nie tylko utrwala zapóźnienie technologiczne wraz z negatywnym wpływem na klimat, ale w efekcie będziemy też mieli rosnące ceny energii dla firm, a to znacząco obniży ich konkurencyjność.

Gdy dwa lata temu ceny uprawnień do emisji CO2 poszły drastycznie w górę, Arkadiusz Krężel z grupy Boryszew mówił w programie #RZECZoBIZNESIE, że najchętniej sprowadzałby prąd z Niemiec, gdzie energia jest tańsza dla firm niż w Polsce, ale, niestety, nie ma możliwości technicznych takiej operacji.

Uwalnianie cen energii w tym momencie (czyli zniesienie taryf Urzędu Regulacji Energetyki) nie byłoby rozwiązaniem pożytecznym, mimo możliwości wsparcia przez państwo klientów wrażliwych – czyli osób najuboższych. Teraz jest moment na dokonanie transformacji energetycznej. Ale żeby się to dokonało, potrzebne jest przede wszystkim wycofanie się Polski z weta do unijnego budżetu, a także poparcie przez rząd celu Unii, jakim jest neutralność klimatyczna w 2050 r. W ten sposób odblokujemy sobie dostęp do olbrzymich środków na dokonanie niezbędnych zmian w budowie nowej energetyki, elektryfikacji transportu i rozwoju technologii wodorowych. To są priorytety Europejskiego Zielonego Ładu i na te cele Unia hojnie sypnie miliardami euro.

Propozycję wiceprezesa Polskiej Grupy Energetycznej, która padła w wywiadzie dla Parkiet TV – by uwalniać ceny energii dla gospodarstw domowych – należy traktować jako rozpoczęcie debaty, a nie postulat do natychmiastowej realizacji. W ciągu ostatniego roku obserwowaliśmy przyrost mocy instalacji fotowoltaicznych o 180 proc. w porównaniu z rokiem ubiegłym. Startowaliśmy co prawda z niskiej bazy, ale skala inwestycji w energię wytwarzaną z wiatru wprost oślepia. Dzieje się tak za sprawą kilku czynników: taniejącej technologii i coraz bardziej wydajnych paneli, a także programu „Mój prąd", dzięki któremu zwykły Polak, który chce mieć fotowoltaikę na swoim dachu, otrzymuje 5000 zł dotacji. Co ważne jednak – Polacy inwestują w energię ze słońca, bo nie tylko chcą mieć własny zielony prąd, ale też wiedzą, że energia w Polsce będzie coraz droższa, jeśli nie dokona się w naszym kraju prawdziwa transformacja.