Jak daleko odeszliśmy w życiu publicznym od tego, co łączyło nas dziesięć lat temu, po katastrofie smoleńskiej?
Pokonaliśmy bardzo duży dystans i niestety chyba w złym kierunku. Znam tamtą politykę głównie z opowiadań, nie uczestniczyłam w niej osobiście. Ale widziałam dialog, pamiętam, że były próby robienia różnych rzeczy ponad podziałami. Były poważne wspólne cele i nie były to cele jedynie poszczególnych partii, bardziej chodziło o dobro wspólne. Była też taka zwyczajna ludzka chęć porozumienia się, dogadania. Nie mówiąc o takich fundamentalnych standardach, jak choćby mówienie sobie „dzień dobry" czy „do widzenia".
Często występowała pani w mediach i różnych debatach, spotkaniach wspólnie np. z Małgorzatą Wassermann, która politycznie jest po drugiej stronie barykady. Ale umiałyście ze sobą rozmawiać. Takie relacje się zmieniły?
Po dziesięciu latach nie poszukuje się już zrozumienia dla wspólnego bólu, ale to nie znaczy, że nie można ze sobą mądrze, ciekawie i przyzwoicie rozmawiać, mimo różnic politycznych. Natomiast to pęknięcie, które jest używane przez różne grupy polityczne, zaowocowało bardzo głębokim rozpadem społecznym. Jeszcze parę lat temu o katastrofę smoleńską kłóciliśmy się stale, teraz jako społeczeństwo nawet ze sobą nie rozmawiamy.
W tym roku nie będzie wielkich obchodów i uroczystości w dziesiątą rocznicę katastrofy. Może rodziny będą mogły w spokoju przeżywać rocznicę? Czuje pani rozczarowanie czy ulgę?