Triumfatorem tegorocznej edycji okazała się „Faworyta”, która zdobyła tytuły najlepszego filmu i najlepszej komedii Europy. Grek Yorgos Lanthimos został uhonorowany statuetką za reżyserię, a Olivia Colman za rolę kobiecą. Nagrody odebrali również inni twórcy „Faworyty” – operator Robbie Ryan, montażysta Yorgos Mavropsarodis, kostiumolożka Sandy Powell, charakteryzatorka Nadia Stacey.
Yorgos Lanthimos, opowiadając o wynaturzeniach i manipulacjach władzy cofnął się do początku wieku XVIII. Bohaterkami jego filmu są: Anna, ostatnia królowa z rodu Stuartów, jej faworyta Lady Sarah oraz zubożała arystokratka Abigail też walcząca o względy królowej. Trwa wojna między Anglią a Francją, a na dworze nie ustaje walka o wpływy i władzę. Intrygi kilku osób wpływają na losy milionów ludzi.
„Faworyta” ma już na koncie Grand Prix festiwalu weneckiego w 2018 roku oraz 10 nominacji do Oscara, z których jedna – za rolę Olivii Colman – zamieniła się w statuetkę. A jednak ten grad Europejskich Nagród w jakiś sposób rozczarowuje. W centrum prasowym po ogłoszeniu laureata w najważniejszej kategorii rozległo się buczenie, bo ten werdykt nie oddaje różnorodności i ważkości kina europejskiego.
Wycyzelowany, piękny „Portret kobiety w ogniu” Celine Sciammy doczekał się jedynie nagrody za scenariusz. Przede wszystkim jednak całkiem przepadły filmy, które dotykały wielkich problemów Europy. Ladj Ly został wprawdzie uhonorowany za debiut, ale zasługiwał na więcej. Syn emigrantów z Mali opowiedział w „Nędznikach” jak w podparyskim Montfermeil rodzi się bezprawie, a przemocą zarażają się tam już kilkuletnie dzieci. Telewizyjne obrazy samochodów płonących na ulicach Paryża wzbogacił o twarze i losy konkretnych ludzi.
Bez nagrody wyjechał z Berlina Marco Bellocchio, który stawił czoła poważnemu problemowi swojego kraju: mafii. Opowiedział dramatyczną historię Tommasa Buscetty, który złamał nakaz milczenia. Broniąc honoru mafii, bo go wychowała, zeznał przeciwko jej nowym przywódcom. A co ma powiedzieć Ken Loach, którego ważnego dramatu „Nie ma nas w domu” o ludziach niszczonych przez korporacje, Akademicy nie zauważyli?