Historia zatoczyła koło. Festiwal sztuki autorów zdjęć filmowych wrócił tam, gdzie się 27 lat temu narodził – do Torunia. Przez ostatnie dwie dekady odbywał się w Łodzi, potem w Bydgoszczy. W tym czasie i rozrósł się i zyskał światową renomę.
– Ta podróż nauczyła mnie, jak omijać rafy. Często myślałem, że jestem w przyjaznych miejscach, gdzie znajdę ludzi, którzy wsiądą do łodzi i będą chcieli płynąć ze mną. Ale obietnice okazywały się złudne – mówił mi Marek Żydowicz, dyrektor festiwalu. – Stawałem się elementem gry, o władzę, pieniądze. A ja chciałem pozostać niezależny. Być sobą, człowiekiem uczciwym, nierzucającym słów na wiatr. Bo tylko tak można zyskać szacunek ludzi, a mnie zawsze zależało, by dla Camerimage pozyskać prawdziwych artystów.
Nadzieje na centrum
Trudno wymienić setki tych, którzy przez ponad ćwierćwiecze na ten festiwal przyjeżdżali. Byli to nie tylko wspaniali operatorzy, których pracę Camerimage fetuje. Także sławy aktorskie i wielcy reżyserzy.
Wśród najwierniejszych przyjaciół jest David Lynch, w sobotni wieczór otwarcia połączył się z festiwalem, by zapowiedzieć, że wkrótce znów się w Polsce zjawi i pogratulował organizatorom powrotu do Torunia.
Marek Żydowicz i członkowie jego „gangu" mają nadzieję, że wreszcie dobili do swojej przystani. Między Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego, miastem Toruń i organizatorem festiwalu Fundacją Tumult została podpisana umowa o utworzeniu Europejskiego Centrum Filmowego Camerimage oraz budowie jego siedziby. Ma ono powstać do 2025 roku i stać się miejscem, które będzie żyło przez cały rok. Koszt stworzenia Centrum to 600 mln zł. Miasto zaoferowało 200 mln, resztę – ministerstwo.