Mroczne cienie barbarzyńców

Znakomity film Radu Jude to przypomnienie, że Rumuni nie chcą pamiętać o wstydliwych zdarzeniach ze swej historii.

Aktualizacja: 26.09.2019 20:28 Publikacja: 26.09.2019 17:30

„Nie obchodzi mnie, czy przejdziemy do historii jako barbarzyńcy” Radu Jude od piątku w kinach

„Nie obchodzi mnie, czy przejdziemy do historii jako barbarzyńcy” Radu Jude od piątku w kinach

Foto: Aurora Films

Na ekranie rozmazane, czarno-białe ujęcia z 1941 roku. I komentarz: „Ludność Odessy pod rządami bolszewików była odcięta od świata. Teraz mogą słuchać wieści z rumuńskiego radia. Nad Odessą nasi dzielni żołnierze zawiesili rumuńską flagę, pod którą walczyli. Powiewa teraz na chwałę rumuńskiej wiktorii".

Masakra w Odessie

W „Nie obchodzi mnie, czy przejdziemy do historii jako barbarzyńcy" bohaterką jest młoda reżyserka Mariana Marin, która przygotowuje się do rekonstrukcji wojennych wydarzeń w Odessie. Ale ma to być inscenizacja odmienna od tego, co utrwaliły stare kroniki i co obowiązuje w oficjalnej propagandzie. Chce pokazać, jak w październiku 1941 roku sprzymierzone z armią niemiecką wojska rumuńskie dokonały w Odessie masakry Żydów.

– Człowiek ma zdrową psychikę, jeśli wie, skąd pochodzi, w jakim miejscu jest i dokąd zmierza – mówi twórca filmu Radu Jude. – To zdanie odnosi się również do społeczeństw. Moi rodacy zamiatają trudne chwile swojej historii pod dywan, nie chcą mieć poczucia winy. Ale rumuńskie społeczeństwo nie będzie zdrowe, dopóki uczciwie nie rozliczy się z przeszłością.

Jude próbuje to robić. W 2015 roku pokazał znakomity czarno-biały „Aferim!", w którym przypomniał handel romskimi niewolnikami na dawnych ziemiach rumuńskich. Film o niesprawiedliwości, korupcji, spychaniu na margines mniejszości, oglądało się jak stary sztych, a jednak w swej wymowie „Aferim!" był bardzo współczesny.

W „Nie obchodzi mnie, czy przejdziemy do historii jako barbarzyńcy" Radu Jude odwołuje się do dnia dzisiejszego bezpośrednio. Mówi o pamięci i o polityce historycznej władz Rumunii, które chcą chwalić się bohaterskimi momentami dziejów, wykreślając ze zbiorowej świadomości te wstydliwe. Diagnozuje kondycję dzisiejszego społeczeństwa rumuńskiego.

Jude, podobnie jak bohaterka jego filmu, rewelacyjnie odrobił pracę domową. Najpierw o masakrze Żydów w Odessie zrealizował dokument „Umarły naród", którego tytuł – nie ukrywał tego – zapożyczył od „Umarłej klasy" Tadeusza Kantora. Wykorzystał wstrząsające zdjęcia ze zbiorów słynnego fotografika Costiki Acsinte i materiały, które znalazł w rumuńskich archiwach. Teraz odnalezione wówczas oryginalne taśmy i nagrania dźwiękowe trafiły do jego filmu fabularnego.

Wszystko w nim tchnie prawdą, od rekwizytów zaczynając. Jude dostał zgodę na filmowanie w Muzeum Wojskowości. – Byłem zaskoczony, że po wysłaniu scenariusza do Ministerstwa Obrony dyrekcja muzeum tę zgodę wydała, żądając jedynie zmiany kilku drobiazgów – mówi reżyser.

Konflikt racji

W filmie ciekawe jest właśnie zderzenie współczesnej artystki z władzami miasta. Mariana toczy długą rozmowę z przedstawicielem merostwa, który obawia się, że powstanie spektakl antyrumuński.

„To nie rekonstrukcja antyrumuńska! " – tłumaczy Mariana. „Mogłaś wybrać inną wojskową akcję. Jest rok Daków i Rzymian. Zrób coś o Dakach. O tym, jak przynieśli Rzymianom grecką filozofię, pszczelarstwo". Ale ona ma inne ambicje: „Rumunia zwróciła się przeciwko Hitlerowi po trzech latach sojuszu. Ludzie myślą, że w Rumunii nie było Holocaustu i deportacji Cyganów. Uczą historii z kretyńskich książek i filmów".

„To zrób coś o komunistycznych więzieniach" – nie ustępuje urzędnik. Jednak Mariana jest uparta: „Wszystko jest w porządku, kiedy mówimy o tym, że jesteśmy ofiarami, a nie sprawcami? A w Rumunii zginęło 380 tysięcy Żydów". „Zatwierdziłem twój projekt, żeby wspierać artystów. Ale po co strzelać sobie w stopę? Kiedy kończy się jedna masakra, na horyzoncie i tak pojawia się już następna" – urzędnik ma swoją wizję historii i swoje racje.

Ich rozmowy trwają na ekranie długo, jednak te przeciągające się sceny wciągają widza, a reżyser nie poprzestaje na konstatacjach dotyczących polityki historycznej. Pokazuje też, na jak podatny grunt ta polityka pada.

Tytułowe słowa „Nie obchodzi mnie, czy przejdziemy do historii jako barbarzyńcy" wypowiedział faszystowski dyktator Rumunii Ion Antonescu, gdy wydawał decyzję o „samooczyszczeniu" społeczeństwa. Jude cytuje też filmy rumuńskiego weterana Sergiu Nicolaescu, specjalisty od wielkich opowieści historycznych, wychwalającego Antonescu i czyniącego z niego bohatera narodowego. A jednocześnie pokazuje, że to nie jest tylko przeszłość. Rumuni atakują Marianę za brak szacunku dla marszałka, za którego rządów „panował w Rumunii porządek".

Demokracja niewiele tu zmieniła. Ideologie nacjonalistyczne trafiają na podatny grunt, bo ludzie – zwłaszcza ci, którzy za zmianami nie nadążyli – chcą czuć własną wartość. I obracają się przeciwko mniejszościom, przeciwko „innym". Do reżyserki przychodzą statyści, którzy owszem, chcą przy plenerowej rekonstrukcji zarobić, ale w jednej scenie z Cyganami występować nie będą.

„To ostra jak skalpel satyra polityczna, w której odbijają się echa klasyki polskiego kina ery komunizmu. Trochę jak »Człowiek z żelaza« Wajdy i »Barwy ochronne« Zanussiego w jednym" — ocenił ten film recenzent „CineVue". Bo Radu Jude potrafi intelektualne rozmowy połączyć z emocjami podniesionymi do potęgi i z uważną obserwacją ludzi. Potrafi sportretować mających swoje racje inteligentów i tłum rządzący się własnymi prawami. Ten trudny film długo nie daje widzowi spokojnie odetchnąć.

Na ekranie rozmazane, czarno-białe ujęcia z 1941 roku. I komentarz: „Ludność Odessy pod rządami bolszewików była odcięta od świata. Teraz mogą słuchać wieści z rumuńskiego radia. Nad Odessą nasi dzielni żołnierze zawiesili rumuńską flagę, pod którą walczyli. Powiewa teraz na chwałę rumuńskiej wiktorii".

Masakra w Odessie

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Rusza 17. edycja Międzynarodowego Festiwalu Kina Niezależnego Mastercard OFF CAMERA
Film
Marcin Dorociński z kolejną rolą w Hollywood. W jakiej produkcji pojawi się aktor?
Film
Rekomendacje filmowe na weekend: Sport i namiętności
Film
Festiwal Mastercard OFF CAMERA. Patrick Wilson z nagrodą „Pod prąd”
Film
Nie żyje reżyser Laurent Cantet. Miał 63 lata