W warstwie fabularnej „Ema” jest historią rozpadającego się związku czterdziestokilkuletniego choreografa oraz jego młodej żony – tancerki. Kiedyś pewnie połączyła ich miłość, dziś dzieli natomiast wszystko: wiek, temperament, nawet taniec, bo on kocha klasykę, ona nowoczesny reggaeton.

Oboje nie mogą sobie dać rady z bolesnymi przeżyciami: adoptowali syna, ale nie podołali temu obowiązkowi i zdecydowali się go oddać. „Emie” daleko jednak do dramatu obyczajowego, choć jest w tym filmie diagnoza kondycji młodego pokolenia Chilijczyków. To jednak film szalony, zmysłowy i nieobliczalny jak jego tytułowa bohaterka szukająca ratunku i siebie w dzikim tańcu czy idąca przez ulice pięknego Valparaiso z miotaczem ognia. Nie jest to rodzaj kina dla wszystkich, ale z pewnością znajdą się tacy widzowie, których „Ema” porwie.