„Pewien chłopiec zajmujący się pasterstwem (...) wyznał, że objawił mu się Pan pod postacią białego pątnika, przyjął odeń chleb i powierzył mu listy do przekazania królowi Francji. Kiedy on przybył wraz z kompanami owczarzami, otoczyło go niemal 30 000 ludzi z różnych części Francji. Gdy przebywał w Saint-Denis, Pan sprawił za jego pośrednictwem liczne cuda" – powiada kronikarz.

Dodać należy, że 12-letni pastuszek miał ogłosić, iż dzieci samą czystością swoich serc wyswobodzą Ziemię Świętą od Saracenów. Ciąg dalszy jest dość dobrze znany. Mimo rozkazu króla, by pielgrzymi się rozproszyli, dziesiątki tysięcy dzieci z Francji ruszyły na odsiecz Jerozolimie. Po drodze dołączały do nich kolejne tysiące rówieśników. A w Niemczech niewinni młodziankowie uformowali osobny pochód pod wodzą dziesięcioletniego Mikołaja.

Szczegółowe opisy krucjaty nie istnieją, ale z wiarygodnych świadectw wynika, że ludzie chętnie pomagali pielgrzymom, zarażeni ich entuzjazmem. Mimo to wiele dzieci zmarło w drodze z głodu i z powodu chorób. Część przeszła jednak Alpy i dotarła do Genui, gdzie Mikołaj poprosił Boga, by morze rozstąpiło się przed siłą czystych serc dzieci. Prośba nie została jednak wysłuchana, a młodziankowie rozpierzchli się na wszystkie strony. I raczej źle skończyli, według czarnej legendy spotkali się w końcu z Saracenami jako ich niewolnicy. Tyle przekazy historyczne, a jeśli ktoś chciałby poznać bardziej literacką wizję, może sięgnąć choćby po „Bramy raju" Jerzego Andrzejewskiego.

Po co przypominam dziś tę historię? Żeby przypomnieć, że Greta Thunberg nie jest pierwsza, a dziecięce krucjaty mają długą tradycję. Ta współczesna prowadzona jest w obronie klimatu, te w średniowieczu – w obronie wiary. Nie sposób przewidzieć, kto i jak to kiedyś wykorzysta i jakie będzie miało efekty, ale taki odruch serca jest wartością samą w sobie. Dziecinną, ale jednak, próbą wzięcia odpowiedzialności za losy świata.

Autor jest zastępcą dyrektora Programu III Polskiego Radia