Poncjusz Piłat wiedział, co mówi, pytając: „Cóż jest prawda?". Bo wynikają z niej same kłopoty. Pół biedy, kiedy chodzi o opis zdarzenia, chociaż prokuratorzy i policjanci najlepiej wiedzą, jak różnią się zeznania świadków ulicznego wypadku. Cóż dopiero, gdy chodzi o prawdy ważniejsze: prawdę polityczną albo ekonomiczną, prawdę, jaką ma zawierać system praw, skoro celem jest budowa sprawiedliwości. Chrystus odpowiedział Piłatowi prosto: „Jam jest prawda!".
Ale to samo może powiedzieć polityczny przechera, giełdowy oszust, guru fałszywej sekty albo gotujący się do zamachu terrorysta. „Prawda jest jak dupa, każdy siedzi na własnej" – rzekł kiedyś nieoceniony Lech Wałęsa, dając tym samym najzwięźlejszą syntezę filozofii starogreckich sofistów. Podobnie prokurator Judei okazał się pierwszym w dziejach postmodernistą.
Pojęcie „prawda" nie od dziś jest przekleństwem filozofów i poręcznym parawanem szalbierzy. Może więc lepiej jest z innymi świętymi dla nas pojęciami? Wolność... Wszak Marks napisał zwięźle, że to „uświadomiona konieczność", co niewiele się różni od definicji klasyka brytyjskiego liberalizmu lorda Actona, który twierdził, że wolność jest swobodą czynienia rzeczy słusznych.
Ale kto ma za nas określać słuszność? Już więcej racji miał pewien amerykański sędzia pokoju tłumaczący przyłapanemu gagatkowi: „Miarą wolności jest odległość dzieląca twoją pięść od nosa bliźniego". A co powiedzieć o hitlerowcach, którzy na bramie oświęcimskiego obozu umieścili napis, że „praca czyni wolnym". Tylko przypomnieć frazę z popularnej w Związku Sowieckim pieśni sławiącej wolność, którą jak powietrzem oddychają tamtejsi ludzie.
Równość też nie przynosi ukojenia. Głupi nie jest równy mądremu, choć zwykle tak mu się wydaje. Przepastny dystans dzieli bogacza od biedaka. Posła partii rządzącej od „komunistów i złodziei". I tak dalej...