Czytając coraz bardziej groteskowe tłumaczenia cenzorów, którzy krzyż wycięli, zaczynamy wątpić, czy on tam kiedykolwiek był. Tym bardziej że im więcej się o tym mówi, tym bardziej niejasne się staje, kto, kiedy i dlaczego wycinał.

Ale na początek fakty. Zespół Tulia, żeński kwartet wokalny znany z ludowych stylizacji, ma reprezentować Polskę na festiwalu Eurowizji. Tak zdecydowało TVP. Dodajmy jeszcze – co może mieć znaczenie, ale nie musi – że w tym roku finał Eurowizji odbywa się w Tel Awiwie. Wśród materiałów, które przekazano organizatorom konkursu, jest również teledysk. W pierwszych ujęciach klipu zespół Tulia przechodzi obok przydrożnego krzyża. Przynajmniej w wersji oryginalnej, bo jak wykryli internauci, w wersji wysłanej na Eurowizję krzyż zniknął. I tu zaczyna się scenka z Kubusia Puchatka. Menedżerka Tulii twierdzi, że krzyż wycięto na polecenie TVP, telewizja jest tym oburzona i wskazuje Universal, wytwórnia mówi, że nie ma z tym nic wspólnego, bo jak montowano klip, to management zespołu był na gali wręczania Fryderyków, a zatem zrobił to jakiś anonimowy montażysta. Nikt nic nie wie poza tym, że w związku z ocenzurowaniem krzyża używany jest argument dostosowania do regulaminu Eurowizji. Choć w wypowiedzi dla jednego z portali pojawia się – nieprawdziwy – argument, że ów regulamin „zabrania promowania jakichkolwiek instytucji i symboli religijnych, a tym jest krzyż".

Nawet nie proponuję eksperymentu pod tytułem: spróbujmy sobie wyobrazić znikającą gwiazdę Dawida albo muzułmański półksiężyc. Wiadomo, jaki byłby wynik – coś takiego zdarzyć by się nie mogło. Ale spróbujmy wczuć się w psychikę montażysty Seby i jego przełożonej Samanty, którzy aktu cenzury dokonali. Tym ludziom skutecznie wmówiono, że krzyż jest niebezpieczny i politycznie niepoprawny. A we współczesnym show-biznesie takich kontrowersji lepiej unikać. Co innego afiszowanie się z piątym mężem, odbitym koleżance z branży. To jest zupełnie normalne.

Autor jest zastępcą dyrektora Programu III Polskiego Radia